To sympatyczne wyglądające zwierzątko jest kolejnym podopiecznym lubelskiej Fundacji Epicrates. Weterynarze i wolontariusze apelują, by nie ulegać złudzeniu, że małpka to świetny domownik. Kupno takiego zwierzęcia by mieszkało w domu jest katorgą dla niego a rozczarowaniem dla opiekunów.
– Pod naszą opiekę trafiła właśnie kolejna uistiti (marmozeta). To już druga w tym miesiącu. Trochę strach pomyśleć co będzie za rok lub dwa, bo moda na nie nie mija... – taki podpis pod zdjęciem zamieściła Fundacja Epicrates, którą założyli wolontariusze Lubelskiego Egzotarium. Wspierają leczenie zwierząt, szukają im właściciela.
W internecie bez problemu można znaleźć oferty sprzedaży marmozet czy kapucynek. Sprzedawcy nie piszą nic o specyfice tych zwierząt, które reklamują kusząc zdjęciami małpich maluchów z kokardkami czy w dziecięcych ubrankach.
Nic bardziej mylnego.
– Przez lata działalności naszej fundacji mieliśmy już wielu takich podopiecznych. Zawsze mają problemy zdrowotne i emocjonalne, bo małpki nie powinny być trzymane w domach. Niestety nie ma stosownych przepisów, które by to regulowały – mówi Bartek Gorzkowski, prezes Fundacji Epicrates i kierownik Egzotarium w Schronisku dla Zwierząt w Lublinie.
Ten samiec uistiti trafił do fundacji z powodów losowych ale zwykle scenariusz jest ten sam. Ludzie kupują młodą małpkę a potem są zdziwieni, że to nie żywa maskotka. Z upływem czasu przestają sobie z nią radzić i chcą się pozbyć kłopotu.
– Małpka nie korzysta z kuwety. Jak to ma w zwyczaju, załatwia się tam gdzie ma ochotę. Czego człowiek się nie spodziewa i oczywiście nie akceptuje. Niektórzy usiłują zakładać im pampersy. Po drugie dieta. One się żywią żywicą z drzew, owocami i drobnymi bezkręgowcami. Można im to zapewnić. Z jakiegoś powodu ludzie tego nie robią i pojawiają się problemy zdrowotne. No i najważniejsze – to zwierzęta, które żyją w grupach rodzinnych na dużym, wielohektarowym obszarze. Stado ma swoją hierarchię i jest niezbędne do ich prawidłowego funkcjonowania. One są niezwykle inteligentne, z konieczności zaczynają traktować domowników jak stado i próbują ustalić swoje miejsce. Robią się agresywne, walczą o pozycję. Znajomy weterynarz opowiadał o właścicielce, która przyszła z małpką, w celu usunięcia zwierzęciu zębów, bo... gryzło. Nawet trudno coś takiego skomentować – mówi prezes fundacji.
W momencie, kiedy właściciele małpek uznają, że już nie dają sobie z nimi rady powstaje problem, bo bardzo trudno znaleźć dla nich nowe miejsce. Okazuje się, że sympatycznie wyglądające małpki wystawiane na sprzedaż nie są w stanie żyć wśród ludzi ale także nie potrafią funkcjonować z innymi małpami, dołączyć do stada.
– Weryfikujemy potencjalnych opiekunów i miejsca gdzie mają trafić. To muszą być ludzie mający doświadczenie w trzymaniu takich zwierząt. One czasami zaakceptują towarzystwo innych osobników, uda się połączyć je w pary, ale to bardzo żmudny proces i rzadko się udaje. Szukanie dla nich nowego domu niestety trwa – dodaje Gorzkowski.
Z rozmów ze specjalistami wynika, że kupując słodką kapucynkę czy przypominającą pluszaka maromozetę skazujemy je na męczarnie. A popyt na takie "prezenty" tylko rozwija hodowle.
– Żeby uzmysłowić co czuje małpka z takiej hodowli, proszę sobie wyobrazić dziecko, które jako niemowlak trafia do piwnicy. Biorąc pod uwagę długość życia ludzkiego i zwierzęcia – siedzi w niej samo 20-30 lat. A potem taki człowiek jest stawiany na naszym deptaku w słoneczny weekend. Nic dziwnego, że wszystkie mają problemy emocjonalne – tłumaczy prezes fundacji.
Przed tym przesympatycznie wyglądającym zwierzęciem ze zdjęcia na poczatku tekstu, proces adaptacji, kwarantanna i czekanie na nowego opiekuna. Trudno uwierzyć, ale gdy widzi kogoś w pobliżu swojej klatki stara się na niego nasikać.
Hodowcy raczej nie uprzedzają kupujących, że tak się może zachowywać piękna zabaweczka. W ogłoszeniach próżno szukać adnotacji, że niektóre z tych śliczności rzucają kupą w domowników. A to marmozetom, kapucynkom czy tamarynom się zdarza. Bo, to nie zabawki!