Za kilka dni Joanna Janisz, studentka Uniwersytetu Medycznego w Lublinie, już po raz trzeci leci do Tanzanii, żeby pomagać w szpitalu misyjnym w Mugana. Razem z lubelską fundacją AfricaMed, której jest wiceprezesem, zbiera też pieniądze na remont oddziału położniczego.
– Siostry kanosjanki, które prowadzą szpital w Mugana, pomagają najbiedniejszym ludziom, których nie stać na pobyt w innych lecznicach. Niestety nie mają warunków, brakuje im lekarzy, każda pomoc jest na wagę złota – podkreśla Joanna Janisz, studentka 6. roku kierunku lekarskiego na UM w Lublinie. 7 stycznia, razem z Klaudią Berk, absolwentką Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, leci do Tanzanii.
– Na 200 łóżek, które w Mugana są cały czas zajęte przez pacjentów, jest tylko czterech lekarzy. Dlatego wolontariusze są tam niezbędni. Za każdym razem widzę, że nasza praca ma sens, udaje nam się uratować czyjeś życie, to największa satysfakcja – dodaje wolontariuszka.
Fundacja AfricaMed, za pośrednictwem portalu pomagam.pl, prowadzi jednocześnie zbiórkę na remont oddziału położniczego szpitala w Mugana. – Ten oddział jest mi szczególnie bliski, bo to właśnie tam pracowałam podczas moich wyjazdów. Warunki są tam fatalne. Brakuje podstawowego sprzętu, łóżka są stare, a materace dziurawe. Kobiety podczas porodu nie mają żadnej intymności, bo łóżka nie są oddzielone nawet zasłonami – opowiada Joanna. – Do tego fatalne warunki higieniczne. Położne nie myją rąk do porodu, bo nie ma zlewu. Nie ma dezynfekcji. Efektem jest rosnąca liczba zakażeń. A rodzi tam sporo kobiet, dziennie jest 2-5 porodów.
Fundacja potrzebuje 20 tys. zł. – Chcemy przeznaczyć te pieniądze na m.in. malowanie, zakup podstawowego sprzętu, np. zlewów czy pojemników do dezynfekcji, wymianę łóżek. Naszym marzeniem jest inkubator, ale to koszt ok. 10 tys. zł, więc wszystko będzie zależało od tego, ile pieniędzy uda nam się zebrać – opowiada wolontariuszka. – Inkubator jest bardzo potrzebny. Teraz, po porodzie, dzieci są ogrzewane zwykłą żarówką.
Wolontariusze prowadzą w Mugana także kursy m.in. z reanimacji. – Kiedy pojechałam do Tanzanii po raz pierwszy, szokujące było dla mnie m.in. to, że na porodówce nie prowadzi się reanimacji noworodków, podczas gdy u nas walczy się o życie każdego dziecka – opowiada Joanna i dodaje, że w takich warunkach jak w szpitalu Mugana lekarz staje przed moralnym dylematem. – Zastanawia się czy jest sens, żeby reanimować, bo jeśli pacjent przeżyje, nie będzie jak kontynuować leczenia, np. z powodu braku respiratora. Dlatego chcemy im kupić część sprzętu, żeby mogli uratować jak najwięcej osób – tłumaczy wolontariuszka. – W trakcie moich pobytów w Tanzanii udało mi się uratować kilkoro dzieci, właśnie dzięki reanimacji. Przeżyły, mimo braku respiratora. Chcielibyśmy jednak, żeby taką szansę miało każde dziecko, również to słabsze.