Rozmowa z Tomaszem Jasikiem, drugim trenerem Motoru Lublin
- Przedstawił pan ciekawy pomysł na dokończenie rozgrywek ligowych w III lidze, który zakłada, że pierwszy mecz odbędzie się dopiero 9 maja. Trzeba byłoby jednak grać naprawdę co trzy dni. Piłkarze dadzą radę?
– Myślę, że, mając do wyboru brak grania w ogóle i granie co trzy dnia chyba jednak większość wybrałaby drugi scenariusz. Każdy kocha to robić i myślę, że byśmy sobie poradzili. A policzyłem wszystko z nudów. Gdyby udało się wznowić ligę w weekend majowy, to byłyby nawet wolne środy. Ostateczny termin to jednak 9 maja. Wtedy do 28 czerwca jesteśmy w stanie zakończyć rozgrywki. Zobaczymy jednak, jak to wszystko się rozwinie i kiedy ilość zachorowań zacznie spadać. Na razie wszystko to tylko spekulacje, trzeba cierpliwie czekać.
- Piłkarze nie mają jeszcze dość indywidualnych treningów?
– Nie ma co ukrywać, że woleliby być na boisku i ćwiczyć z piłką. Trzeba zdać sobie jednak sprawę, że to dopiero początek. Żmudna praca była w zimie, ale przynajmniej w weekend odbywały się sparingi. Teraz nie ma mowy o żadnych zajęciach w grupie. Na pewno dla zawodników nie jest to komfortowa sytuacja, dla trenerów także. Wiadomo, że każdy wolałby przestawić się na pracę od meczu do meczu. Nic jednak nie możemy na to poradzić. Wszyscy na tym cierpimy, zarówno ci z samej góry, jak i ci na samym dole.
- Jak wyglądają w Motorze indywidualne zajęcia?
– Założyliśmy, że budujemy mikrocykl, jeżeli chodzi o natężenie i wysiłek, Niedziela jest wolna. W poniedziałek bieganie tlenowe. Wtorek-środa to mocna praca, czwartek – wolne, piątek – spokojnie rozruszanie. Na sobotę znowu planujemy mocniejszą jednostkę, coś jak mecz, żeby każdy był w rytmie. To jednak mikrocykl startowy. Założyliśmy, że nie możemy zrobić drugiego okresu przygotowawczego. To mogłoby chłopaków wykończyć. Wiadomo, że to strona fizyczna, zupełnie inna sprawa to jednak czucie piłki i różnego rodzaju schematy, których uczyliśmy się przez pół roku.
- Przez to całe zamieszanie, brak meczów i normalnych treningów nie zmarnuje się praca, którą wykonaliście w zimie?
– Jeżeli wszyscy będą zdrowi, to nie. Wiadomo, że wysiłek meczowy jest potrzebny, ale poprzez zajęcia, które zaplanowaliśmy wszystko jesteśmy w stanie podtrzymać. Tak samo czasami jest z zawodnikami, którzy są wyłączeni z powodu urazów i muszą wrócić do formy. Myślę, że od kilku tygodni do dwóch miesięcy takich treningów, z formą fizyczną wszystko będzie w miarę dobrze. Z drugiej strony psychicznie i mentalnie trzeba będzie wrócić do siebie. No i czucie piłki. To jest nie do odtworzenia w warunkach indywidualnych. Dlatego powoli zaczynamy myśleć o jakichś zajęciach w małych podgrupach. Bez żadnego kontaktu, ale żeby można było kopać piłkę. Oczywiście, w najbliższym czasie to nie wchodzi w grę, raczej później. Na razie stosujemy się do wszystkich zaleceń i wszyscy ćwiczą na własną rękę.
- Jak sprawdzacie, czy zawodnicy rzeczywiście pracują indywidualnie?
– Korzystamy z systemu Polar Team Pro. Każdy ma swój nadajnik, można wszystko połączyć z zegarkami, czy telefonami. Dzięki temu od razu mamy podgląd, co kto robił i jak robił, czy gdzie był. Nie ma najmniejszego problemu, żeby sprawdzić, w aplikacjach, dostajemy też raporty na maila. Widzimy, ile zawodnicy przebiegli i w jakim tempie. Myślę, że nawet w trzeciej lidze każdy jest świadomy, że jak teraz się nie wykona określonej pracy, to później będzie tego brakowało.
- W ostatnich dniach nie brakuje spekulacji, co będzie w przypadku zakończenia rozgrywek. Jakie pana zdaniem powinna być rozwiązana kwestia awansu? Motor i Hutnik Kraków mają po tyle samo punktów...
– Nie wiem, jak się do tego odnieść. Regulamin jest, jaki jest, można go na różne sposoby interpretować. Nasza sytuacja dotyczy dwóch klubów, które są na szczycie tabeli. W innych ligach bywa, że chodzi jednak o trzy drużyny. Dwie zagrały trzy mecze między sobą, a ostatnia tylko dwa. Co wtedy zrobić? Wszystko jest trudne do rozwiązania i myślę, że sporo zależy od ostatecznych decyzji w drugiej lidze. Trzeba mieć nadzieję, że to się rozstrzygnie na boisku. Nikt nie chciałby zdobywać mistrzostwa, czy świętować awansu i nie cieszyć się z sukcesu ze swoimi kibicami. Po to się gra, żeby przeżywać to wszystko na boisku, a nie przed telewizorem, czy komputerem. Trzeba być dobrej myśli, że jednak wszystko skończy się pozytywnie i uda się nam jednak dograć sezon.