Nawet o 20 proc. mogą wzrosnąć rachunki za prąd dla gospodarstw domowych. Drastycznie zwiększą się też wydatki samorządów, które opłacają oświetlenie ulic oraz prąd dla szkół i szpitali. – Nie możemy dłużej utrzymać obecnych cen – tłumaczą energetycy.
Ceny prądu dla gospodarstw domowych wzrosną 1 stycznia. Wnioski o zatwierdzenie nowych taryf trafiły już do Urzędu Regulacji Energetyki, który powinien się z nimi uporać do 17 grudnia.
– Na pewno prezes URE będzie sprawdzać, czy przedsiębiorstwa zrobiły wszystko, co mogły zrobić, aby podwyżki nie były niezasadnie wysokie – mówi nam Agnieszka Głośniewska, rzeczniczka urzędu.
Energetycy: Musimy
– Obecne stawki są niemożliwe do utrzymania – twierdzi Małgorzata Babska, rzeczniczka Polskiej Grupy Energetycznej. Dlaczego? – Głównie ze względu na rekordowo rosnące koszty nabycia uprawnień do emisji CO2, pozostające istotnym składnikiem ceny energii elektrycznej w Polsce. Od początku roku ceny uprawnień do emisji CO2 wzrosły aż o 80 proc. Obowiązkowy dla firm energetycznych zakup uprawnień stanowi obecnie już nawet 50 proc. kosztów sprzedaży energii.
Energetycy przekonują, że utrzymanie cen prądu dla gospodarstw oznaczałoby ogromne straty dla spółek. – W wysokości nawet kilku miliardów zł – twierdzi Magda Smokowska, rzeczniczka Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej, który zrzesza główne firmy tej branży.
O ile wzrosną rachunki?
Prezes URE już daje do zrozumienia, że podwyżki będą wyższe od inflacji. Grozę podsycają medialne doniesienia o 40-procentowym wzroście cen. Energetycy uspokajają, że nasze rachunki aż tak nie wzrosną.
– Cena energii stanowi około połowy wartości rachunku za prąd – podkreśla Smokowska. Drugą połową jest opłata za dystrybucję. – Jeśli mówimy o prognozie wzrostu taryfy na energię np. o 40 proc., w praktyce koszt całego rachunku wzrośnie prawdopodobnie o 20 proc.
Firmy nie chcą mówić o tym, jaką podwyżkę wpisały do wniosków taryfowych.
– Wnioski będą przedmiotem dyskusji z URE i dopiero na zakończeniu tego procesu będziemy mogli podać ostateczne wartości – odpowiada Małgorzata Babska.
– Często zdarzało się, że w toku naszych postępowań przedsiębiorstwa korygowały swoje wnioski – mówi rzeczniczka URE.
Lament w samorządach
Podwyżka zaboli też samorządy, które opłacają oświetlenie ulic, prąd dla szpitali, szkół i innych obiektów. W Lublinie na „wykarmienie” 32 tys. ulicznych latarni miasto wydaje 16 mln zł rocznie. Tu opłata za dystrybucję energii może wzrosnąć, ale koszt kilowatogodziny na razie nie drgnie, bo gwarantuje to obowiązująca do 30 czerwca umowa na prąd dla miejskich jednostek.
Jakie będą późniejsze ceny? – Na ten moment są trudne do oszacowania – przyznaje Justyna Góźdź z lubelskiego Ratusza. Kwoty będą znane po planowanym przetargu na dostawę energii.
Mocno niepokojące są sygnały z miast, które rozstrzygały ostatnio takie przetargi. – W roku 2022 cena wzrośnie o 61 proc. w stosunku do ceny z roku 2021 – przyznaje Marlena Salwowska z Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy. Wrocław za prąd dla latarni zapłaci w przyszłym roku o 66 proc. więcej. Bydgoszcz wyliczyła, że jej wydatki na energię wzrosną o kwotę, za którą mogłaby wyremontować cztery szkoły.
Problem dotyczy wszystkich
W miastach kosztowne jest nie tyle oświetlenie, ile prąd dla szkół i obiektów sportowych, z których w Lublinie najwięcej energii zużywa kompleks pływacki przy Al. Zygmuntowskich. – Tu miesięczny koszt energii i opłaty za jej dystrybucję wynosi w bieżącym roku średnio ok. 130 tys. zł – wylicza Miłosz Bednarczyk, rzecznik Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji.
Blady strach padł też na szpitale. – Mamy bardzo poważne obawy w związku z zapowiadanymi podwyżkami cen prądu – mówi Tomasz Kwiatkowski, dyrektor lecznicy w Biłgoraju. – Szpital bez prądu nie może działać. Potrzebujemy go w każdej sferze, zarówno medycznej, chociażby przy zabiegach czy sterylizacji narzędzi.