Zmiany tras linii komunikacji miejskiej mogą być jedną z łagodniejszych konsekwencji wypowiedzenia umowy przez jednego z przewoźników autobusowych, warszawską spółkę Warbus, która żąda od miasta 5 mln zł. – Sytuacja jest bardzo trudna – przyznaje Zarząd Transportu Miejskiego, a żądania nazywa bezpodstawnymi
Warbus to jeden z przewoźników obsługujących linie autobusowe na zlecenie miasta. Na naszych ulicach pojawił się pod koniec 2016 r., gdy zdobył w przetargu ośmioletni kontrakt na wożenie pasażerów.
Nieoczekiwany rozwód
Po 2,5 roku spółka wypowiedziała umowę. Twierdzi, że miasto jest jej winne 5 mln zł z tytułu niewłaściwej waloryzacji stawki za przejechane kilometry. – Umowa przewiduje, że stawka za wozokilometr będzie waloryzowana co kwartał – mówi Paweł Szymonik, dyrektor generalny spółki Warbus. – Wskutek jednej waloryzacji stawka wzrosła z 6 zł do 6,20 zł. Wskutek kolejnej spadła do 6,05 zł.
Miasto odpowiada, że wszyscy przewoźnicy mają aktualizowaną stawkę według takich samych zasad. – Pretensji nie mają – mówi Grzegorz Malec, dyrektor Zarządu Transportu Miejskiego.
Nikłe szanse na zgodę
Warbus twierdzi, że skłonny jest wycofać wypowiedzenie. – Tylko niech miasto się z nami rozliczy – stawia warunek Szymonik. Dyrektor ZTM wyklucza jednak spełnienie żądań spółki. – Nie ma żadnej podstawy prawnej – stwierdza Malec. Używa nawet słowa „wyłudzenie”.
Przewoźnik ostrzega, że spółka gotowa jest dochodzić od miasta rekompensaty „innych szkód związanych z wypowiedzeniem umowy z winy gminy Lublin”. Przekonuje, że roszczenia mogą sięgnąć nawet 27 mln zł. ZTM odpowiada, że jeśli spółka rzeczywiście przestanie świadczyć usługi, to miasto nałoży na nią karę za zerwanie umowy. – Około 7,5 mln zł – mówi dyrektor Malec.
Do rangi rozmów ostatniej szansy może urosnąć zaplanowane na 13 spotkanie szefa firmy z prezydentem Lublina. – Przywieziemy dokumenty i pokażemy, kto ma rację – twierdzi Szymonik.
Czarne scenariusze
Jeżeli firma spełni swe zapowiedzi i od września wycofa się z Lublina, to z ulic zniknie 20 autobusów przegubowych oraz 10 krótkich. Szczególnie dotkliwym problemem stanie się wtedy niedobór długich pojazdów, bo nawet Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne, czyli największy przewoźnik przyznaje, że nie ma ich nadmiaru.
Jakie rozwiązanie przygotowuje ZTM? – Na pewno myślimy o elektryfikacji pewnych linii, tzn. obsługiwaniu ich trolejbusami – mówi Grzegorz Malec, dyrektor ZTM. Wspomina też o możliwych zmianach tras linii komunikacyjnych. Nieuniknione będzie też wysłanie krótkich pojazdów na kursy ob-sługiwane dotąd przegubowcami.
ZTM nie podaje na razie żadnych konkretnych rozwiązań, chociaż, jak się okazało dzisiaj, Warbus wypowiedział umowę już trzy miesiące temu, w ostatnim dniu lutego.
Milczeli miesiącami
O wypowiedzeniu umowy urzędnicy nie zająknęli się ani słowem przez cały marzec, kwiecień i maj. – Nikt nie robił żadnej ta-jemnicy – zarzeka się Malec.
Jednak sprawa wyszła na jaw dopiero dziś, bo MPK kupiło 28 używanych jelczy, a jako jeden z powodów wskazało konieczność przejęcia kursów, które przestaną być wykonywane przez Warbus.
Warszawska odsiecz
Kupione przez MPK jelcze mastero wycofywane przez warszawskie Miejskie Zakłady Autobusowe mają po 11 i 12 lat. Za każdą sztukę spółka zapłaciła 15 tys. zł brutto.
– Cały pakiet kosztował nas 420 tys. zł. To atrakcyjna cena – przekonuje Weronika Opasiak, rzeczniczka Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego. Podkreśla, że cena zapłacona za 28 pojazdów to około 40 proc. ceny jednego nowego autobusu tej długości.
– Nadarzyła się okazja zakupu dobrze utrzymanych wozów, tym bardziej za taką cenę. Trudno było z tego nie skorzystać – twierdzi Opasiak. – Autobusy są dobrze utrzymane i mało awaryjne. Wszystkie są niskopodłogowe w pierwszych i drugich drzwiach, wyposażone są w elektroniczne tablice, mają głosową zapowiedź przystanków i monitoring.
Sprowadzenie jelczy nie rozwiąże w pełni problemu. Po pierwsze dlatego, że MPK chce skasować 19 innych wozów, więc przybędzie nam tylko 9. Po drugie: wspomniane jelcze są krótkie, a nie przegubowe.
Warbus ma problemy
Lubelski ZTM podkreśla, że warszawski przewoźnik od dłuższego czasu boryka się z problemami finansowymi. Pierwszy raz pasażerowie odczuli to jesienią zeszłego roku, gdy część kierowców przerwała kursy, zjeżdżając do zajezdni w proteście przeciw nieterminowym wypłatom wynagrodzeń.
Szef ZTM przyznał dzisiaj, że na początku tego roku zdarzyło się, że pojazdy przewoźnika nie wyjechały na ulice ze względu na wstrzymane dostawy paliwa.
MPK deklaruje, że w razie wycofania się spółki Warbus z Lublina, może przejąć część jej załogi. – Jesteśmy skłonni zatrudnić dobrych kierowców – zapowiada Tomasz Fulara.