Zygmunt Paluch powiadomił policję, że z jego pasieki w Hannie pod Włodawą skradziono cztery ule z pszczelimi rodzinami. Twierdzi, że musiał to zrobić doświadczony pszczelarz.
– Na to, że był to pszczelarz, wskazuje sposób kradzieży – przekonuje Paluch. – Doszło do niej w nocy między 18 a 24 czerwca, bo za dnia, w upale, ramki by się pozrywały. Sprawca musiał też wiedzieć, jak pozamykać wlotki i jak zdemontować ule typu wielkopolskiego.
Kolejną podpowiedzią ze strony pana Zygmunta dla policji jest i to, że ule z pozamykanymi wlotkami złodziej mógł przewieźć na odległość najwyżej 10 km. W przeciwnym razie pszczoły by się podusiły.
Swoją stratę wycenił na 3,2 tys. zł. Sam koszt ula typu wielkopolskiego to 300–400 zł, a jedna pszczela rodzina kosztuje 400–500 zł.
Już wcześniej Paluchowi ktoś podbierał ramy z miodem. Jak dotąd nikt nie skusił się na cały ul. Tymczasem w swojej pasiece ma ich jeszcze kilkadziesiąt i obawia się, że złodziej wróci.
Pan Zygmunt podejrzewa, że osoba, która skradła mu ule „z pewnością jest członkiem włodawskiego koła Stowarzyszenia Pszczelarzy Lubelskich, co kładzie się cieniem na tę organizację”. – W tej sytuacji nie widzę sensu zasiadania w tym związku obok osoby, która mnie okradła. To, co zrobiła, uważam za haniebne – dodaje.
Takie stanowisko Palucha bierze się stąd, że zdecydowana większość pszczelarzy należy do związku ze względu na możliwość uzyskiwania bonifikat na zakup matek, specjalistycznego sprzętu czy lekarstw.
"Nie sądzę"
– Nie sądzę, że naszego kolegę okradł ktoś z naszego stowarzyszenia albo organizacji skupiającej pszczelarzy – mówi Zbigniew Jankiewicz, prezes Stowarzyszenia Pszczelarzy Lubelskich. – Mnie okradziono w podobny sposób już kilkakrotnie. Po przedostatniej kradzieży zainstalowałem przy pasiece kamerę. Złodziej w akcji został nagrany. Materiał przekazałem policji – dodaje.
Również Barbara Litwiniuk, prezes włodawskiego koła, do którego należy Paluch, uważa, że pszczelarz niesłusznie podejrzewa kolegów.
– Najpierw należy złodzieja złapać za rękę – mówi Litwiniuk. – Zanim przeprowadziłam się do Włodawy mieszkałam w rejonie, gdzie Zygmunt Paluch ma swoją pasiekę. Pamiętam, że nie brakowało tam ludzi o lepkich rękach. Ponadto w zachodnich krajach Europy jest teraz duże zapotrzebowanie na pszczele rodziny. Dlatego przyjeżdżają w nasze strony kupcy ze Śląska, Opolszczyzny, czy spod Wrocławia. Pytanie, czy interesują ich tylko legalne transakcje?
Paluch mówi, że przez 16 lat, działając w walczącej z głodem i ubóstwem amerykańskiej Fundacji Heifer International, wychowywał i szkolił pszczelarzy m.in. w Armenii, Gruzji, Albanii, Kosowie i RPA. W żadnym z tych krajów nigdy nie słyszał o przypadkach kradzieży uli.
– Na całym świecie pszczelarze postrzegani są jako osoby społecznego zaufania. Także w międzywojennej Polsce nie bez powodu sądy zwalniały pszczelarzy z przysięgi – zauważa z goryczą.
Policja szuka sprawców kradzieży. – Liczymy także na pomoc mieszkańców Hanny. Czekamy na informacje pod telefonem 82 572 72 90. Informatorom zapewniamy pełną anonimowość – mówi Bożena Szymańska z Komendy Powiatowej Policji we Włodawie.