Wojewoda Przemysław Czarnek żegna się z Lubelskim Urzędem Wojewódzkim. Po czterech latach pracy w gmachu przy ul. Spokojnej w Lublinie we wtorek oficjalnie obejmie mandat posła na Sejm.
W piątek Czarnek powiesił swój portret w galerii wojewodów w swoim urzędowym gabinecie. Na ścianie zawisł obok pełniącego tę funkcję przed nim Wojciecha Wilka. W poniedziałek poseł-elekt jako wojewoda weźmie jeszcze udział w 11-listopadowych uroczystościach. Dzień później złoży poselskie ślubowanie.
O czterech latach
- To były cztery lata, które mocno województwo lubelskie zmieniały. Ten proces będzie trwał, bo wygraliśmy te wybory w sposób absolutnie zdecydowany. Prawo i Sprawiedliwość po czterech latach rządów uzyskało w okręgu lubelskim o 85 tysięcy głosów więcej niż w 2015 roku. To pokazuje bardzo dobrą ocenę wystawioną przez mieszkańców obecnej władzy, w tym między innymi działalności wojewody lubelskiego. Tak bym podsumował te cztery lata. Gdyby ta ocena była negatywna, wówczas wyniki wyborów byłyby zdecydowanie inne. To była bardzo dobra kadencja, a dla mnie ogromny zaszczyt, móc pracować na rzecz województwa lubelskiego i gwarantuję, że to nie jest koniec tej pracy.
O tym, czego się nauczył
- Czas na taką refleksję pewnie jeszcze przyjdzie, ale nie mam wątpliwości, że nauczyłem się ogromnie wiele. Na pewno sposobu zarządzania i współpracy z dużą ilością osób. Miałem pewne doświadczenia zawodowe, ale nigdy nie zarządzałem ponad 800-osobowym urzędem. To niezwykle cenne doświadczenie i mam nadzieję wykorzystać je w przyszłości. Nauczyłem się województwa lubelskiego i to w drobnych szczegółach. Łącznie z tymi wyborczymi, uczestniczyłem w 250 spotkaniach w całym regionie. To nie były uroczystości, sytuacje okolicznościowe czy imprezy, tylko po prostu spotkania z ludźmi w domach kultury czy remizach. One pokazały realne problemy mieszkańców. Poznałem to województwo w każdym calu i myślę, że to będzie dawało dobrą płaszczyznę do tego, aby wykorzystywać to w przyszłości na jego rzecz.
O pracy
- Tak naprawdę, to dużo więcej czasu poświęcałem na pracę przed 2015 rokiem, kiedy pracowałem jako praktyk w kancelariach adwokackich obsługujących gminy na terenie całego województwa i współpracowałem z firmą szkoleniową, szkoląc z zakresu prawa pracy we wszystkich miastach wojewódzkich. Do tego pisałem habilitację i gromadziłem dorobek naukowy. Wtedy wstawałem o 4.30, żeby pisać, a o 6.30 wyjeżdżałem na przykład do Obszy czy do Radzynia Podlaskiego. Dla mnie i dla rodziny nie było niczym nowym, że muszę dużo czasu spędzać w pracy. Nie chcę powiedzieć, że jako wojewoda miałem jej dużo mniej, ale przynajmniej nie musiałem tak rano wstawać. Niekiedy weekendy, jak to w życiu polityka, też były pracowite. Ale fakt, że mieszkam pod Lublinem, bardzo ułatwiał sprawę, bo do pracy miałem 10 minut. Nie było tak źle.
O sukcesach i porażkach
- Nie mam wątpliwości, że największym sukcesem było branie udziału w procesie decyzyjnym, który doprowadził do tego, że mamy Fundusz Dróg Samorządowych i olbrzymie pieniądze na drogi gminne i powiatowe czyli coś, czego mieszkańcy oczekiwali od dawna. Sam premier Mateusz Morawiecki podkreślał, że iskra do tego wyszła z Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego. Sukcesów jest dużo więcej, bo każde zezwolenie na realizację inwestycji drogowej, których wiele wydaliśmy przez te cztery lata, to ogromna praca i olbrzymi proces konsultacyjny. A porażka? Państwo oceńcie, co nią jest. Ja druzgocących klęsk nie mam w swojej świadomości. Były chwile przykre i niekomfortowe jak choćby moment, kiedy wygaszałem mandat prezydenta Lublina Krzysztofa Żuka. Od początku byłem całkowicie przeświadczony, że robię dobrze i to my mamy rację i tak się okazało.
O swojej karierze politycznej
- Kiedy zostawałem wojewodą, zakładałem, że będę nim rok, a jak mi się uda dobrze funkcjonować, może dwa lata. W ostatnich latach zmiany na tym stanowisku były dość częste i nie spodziewałem się, że wytrwam przez całą kadencję. Na pewno nie planowałem tego, że w październiku 2019 roku zdobędę 87 343 głosy, co jest najlepszym wynikiem w historii w okręgu lubelskim w wyborach do Sejmu. Tego nie brałem pod uwagę, ale wiedziałem, że będę bardzo ciężko pracował, bo do ciężkiej pracy byłem przyzwyczajony. Byłem człowiekiem nowym w polityce zewnętrznej, ale nie byłem w niej nowy w ogóle. Przez wcześniejsze lata byłem na bieżąco z polityką, doradzając m.in. posłowi Sławomirowi Zawiślakowi. Myślę, że to przygotowanie dało mi solidne podstawy do dalszej działalności.