Gdy byliśmy na dworcu we wtorek, w kącie sali stały stoły z jedzeniem, obok leżały pieluchy, kosmetyki, koce, a rozdające jedzenie pracownice Lubelskich Dworców mówiły, że brakuje im ludzi, by podchodzić do autobusów i zachęcać do przyjścia na „bezkosztowe” stoisko.
Dziś na dworcu wolontariuszy nie brakuje. W odblaskowych kamizelkach po dworcowej hali kręci się kilkanaście osób, drugie tyle jest bez kamizelek. Co chwilę ktoś przychodzi z dostawą pieluch i jedzenia. Góra rzeczy do wzięcia (polary, kosmetyki, jedzenie) jest coraz większa. Są kartki z informacją (po ukraińsku), że kobiety z dziećmi za toaletę nie płacą. Jest też drugie stoisko z darmową kawą, herbatą, kanapkami. A nawet punkt z karmą dla zwierząt.
Do autobusów też nikt już biegać nie musi. Na peronie 0 pojawił się kolejny stół z jedzeniem i ubraniami, które można ze sobą zabrać.
– Robimy takie paczki na dalszą drogę. Kanapka, jabłko, coś do picia – mówi Magda, która na co dzień sprzedaje zabawki w internecie. Od wczoraj jest na dworcu, wcześniej pomagała w przygotowaniu transportów na Ukrainę. – Tam jest ogromna potrzeba karimat, foli termicznych, ciepłych męskich rękawic, saperek, baterii, latarek – wylicza.
Takie rzeczy chętnie zabierze na drugą stronę granicy każdy kierowca, który przywozi pasażerów na stanowisko nr 0. Ludzie wysiadają, a on wraca. Nierzadko z mężczyznami, którzy wracają na wojnę.
– To ponad 30 autobusów dziennie, częstotliwość jest podobna jak przed wojną, tyle że są bardziej zatłoczone – mówi Andrzej Wojtowicz, prezes Lubelskich Dworców. Podkreśla, że spółka na bieżąco uzupełnia zapas kanapek, a popołudniami pierogi bigosy i zupy dowożą panie z kół gospodyń wiejskich. – Jestem miło zaskoczony zaangażowaniem w pomoc naszego społeczeństwa. Wszystkie ręce na pokład! Tylko jak długo to potrwa?
Wojtowicz nie ma wątpliwości, że „niebawem 100 proc. ruchu będzie przechodzić przez Lublin”. I nie będą to ludzie, którzy stąd chcą jechać dalej. – Ci, co dopiero przyjadą, to naprawdę przyjadą z niczym. Będą głodni, spragnieni, wyczerpani – przewiduje.
Na stanowisku 0 parkują też osobowe skody i bus – służbowe samochody Urzędu Marszałkowskiego. One również, podobnie jak wiele prywatnych aut, zawozi podróżnych z Ukrainy na dworzec PKP lub do urzędu na Spokojnej, skąd są zabierani do powstających każdego dnia nowych noclegowni.
By sytuacji zamieszania nie wykorzystali złodzieje, po dworcu krąży kilka patroli. Funkcjonariusze z II Komisariatu mówią, że dziś nic się złego wydarzyło, że jest spokojnie. Potwierdza to jedna z wolontariuszek, która pomaga na dworcu od kilku dni.
– Jest spokój. Ale wczoraj sama przyłapałam złodziejkę. Zauważyłam, że ładuje do wypchanych już siatek paczki kawy i innych rzeczy. Potem się okazało, że takich siatek miała więcej. A pod rzeczami, które wzięła z darów dla uchodźców, brzęczały puste butelki po piwie.