Rozmowa z Krzysztofem Jakubowskim, prezesem Fundacji Wolności.
• Czy w tegorocznej kampanii parlamentarnej też liczycie billboardy startujących w wyborach kandydatów?
– W tym roku nie liczymy ich tak skrupulatnie, jak przed ubiegłorocznymi wyborami samorządowymi. Ta kampania ma większy zakres, bo okręg lubelski w wyborach do Sejmu obejmuje praktycznie połowę województwa. Przed rokiem skupiliśmy się na samym Lublinie.
• Wtedy chodziło o to, by porównać liczbę rozmieszczanych materiałów wyborczych z tym, co później znalazło się w sprawozdaniach finansowych z kampanii.
– W przypadku tegorocznych wyborów byłoby to praktycznie niewykonalne, bo biorą w nich udział komitety ogólnopolskie, które składają obszerne sprawozdania finansowe w Warszawie. W większości przypadków na dołączonych do nich fakturach nie ma nawet wskazanego kandydata, na promocję którego zostały wydane pieniądze. W wyborach samorządowych startowały głównie lokalne komitety, ale i tu sprawdzenie interesujących nas kwestii było trudne. Gdyby zapytać specjalistów z branży reklamy o koszty danej kampanii, to wskazaliby zapewne dużo większe kwoty niż te podane w rozliczeniach. Problem polega też na tym, że na fakturach np. billboardy często rozliczane są jako „komplet” lub „zestaw”. Nie ma informacji o ich dokładnej liczbie, co uniemożliwia zweryfikowanie stanu faktycznego. Jeśli chodzi o nasze tegoroczne działania, sfotografowaliśmy kilkadziesiąt banerów i billboardów, co przyda nam się do dalszych analiz. Chodzi jednak bardziej o konkretne przypadki dotyczące pojawiających się wątpliwości. Skupiliśmy się na wyłapywaniu nieprawidłowości i zachęcaliśmy mieszkańców do zgłaszania uwag i rzeczy, które nie powinny się dziać w kampanii.
• Jakie to nieprawidłowości?
– Wiele sygnałów dotyczyło ustawienia banerów na metalowych płotkach w sposób, który naszym zdaniem może zagrażać bezpieczeństwu w ruchu drogowym. Chodzi np. o materiały zlokalizowane przy skrzyżowaniach czy przejściach dla pieszych, które zasłaniają widoczność. Zgłosiliśmy dwa bardzo podobne przypadki, dotyczące kandydatów dwóch różnych komitetów. Wysłaliśmy te same zdjęcia do Zarządu Dróg i Mostów i Straży Miejskiej. I co ciekawe, ZDM odpowiedział, że poinformował komitety wyborcze o konieczności natychmiastowego przestawienia wskazanych reklam. Ale już strażnicy odpisali, że nie widzą tu problemu. Mamy więc dwie zupełnie różne reakcje dwóch instytucji, dotyczące tej samej sytuacji. Ale moim zdaniem to wskazuje na pewien problem. Chodzi o egzekwowanie przepisów i słabość systemu wyborczego. Przykład tego mieliśmy w ubiegłym roku, gdy zgłaszaliśmy nieprawidłowości. Zauważyliśmy, że nie ma osób wyspecjalizowanych w prawie wyborczym, które wiedziałyby co można, a czego nie można w trakcie kampanii.
• A komisarze wyborczy?
– Zgłaszaliśmy im w ubiegłym roku kilkanaście różnych wątpliwości, ale narzekali, że nie mają możliwości, ludzi i mocy przerobowych, by takimi kwestiami się zajmować. Zajmują się samym procesem organizowania wyborów, a nie pilnowaniem kampanii wyborczej. Wskazywano nam, by o takich sprawach zawiadamiać policję. Choć zdarzały się przypadki, w których komisarze kontaktowali się z przedstawicielami komitetów wyborczych i wzywali do zaniechania pewnych działań, albo przekazywali sprawę policji. To pokazuje, że choć według kodeksu wyborczego komisarz czuwa nad przestrzeganiem prawa wyborczego, to nie ma przepisów wykonawczych do tego, by ukarać komitet, który nie stosuje się do prawa. W tym roku zgłaszaliśmy komisarzowi wyborczemu w Zamościu przypadek agitacji w siedzibie Urzędu Miasta. Zadziałał szybko, zgłaszając tę sytuację odpowiednim służbom. To jedyne, co mógł zrobić. To niewiele.
• Wróćmy do tegorocznej kampanii. Czego jeszcze dotyczą wątpliwości, na które zwróciliście uwagę?
– Zgłoszono nam dwa przypadki omijania przepisów dotyczących finansowania kampanii przez komitet wyborczy. Mamy zarchiwizowane materiały i zastanawiamy się, co z tym zrobić. Na pewno zgłosimy to w uwagach do sprawozdań finansowych. Uważam, że nie w porządku jest to, że osoba będąca dyrektorem instytucji samorządowej promuje tę instytucję swoją twarzą, a później organizuje swoją kampanię wyborczą. Drugi przypadek dotyczy osoby, która również startuje w wyborach, jest związana z jedną z prywatnych uczelni i była promowana na reklamujących tę uczelnię billboardach. W obu sytuacjach zauważalne jest podobieństwo graficzne reklam i późniejszych materiałów wyborczych.
• Dlaczego tak się dzieje? To celowe działanie, czy brak znajomości przepisów?
– Uważam, że to świadome działania, ale rozumiem, z czego mogą one wynikać. Chodzi o małe limity wydatków na kampanię wyborczą. Od lat pozostają one na tym samym poziomie, a koszty rosną. Trudno jest przeprowadzić kampanię mając na to 5 czy 10 tys. zł, dlatego kandydaci próbują znaleźć inne sposoby, by się promować. Myślę, że rozwiązaniem byłoby zwiększenie kwot, jakie można przeznaczyć na ten cel. Obecnie często mamy do czynienia z udawaniem, że ktoś się mieści we wskazanych limitach.
• Jakie jeszcze nieprawidłowości zauważyliście przy okazji tegorocznej kampanii?
– Chcemy przyjrzeć się prowadzeniu działań kampanijnych przez osoby, które jednocześnie są zatrudnione w publicznych instytucjach i prowadzą te działania w godzinach pracy. Jeśli dostają wynagrodzenie za czas poświęcony na kampanię, to w pewnym sensie jest to też jej finansowanie z pieniędzy publicznych. Wytypowaliśmy kilka takich osób, notujemy kiedy i gdzie występowali jako kandydaci i będziemy chcieli sprawdzić w ich miejscach pracy, czy wzięli wtedy urlopy. W jednym przypadku usłyszeliśmy, że dana osoba ma nienormowany czas pracy, ale moim zdaniem nie jest to przekonujące tłumaczenie. To też nierówność w stosunku do tych kandydatów, którzy są np. przedsiębiorcami i za czas, w którym poświęcają się kampanii, nikt im nie płaci. Moim zdaniem, jeśli ktoś pełni funkcję publiczną i decyduje się na start w wyborach, to dobrym obyczajem byłoby, żeby brał urlop chociaż na dwa ostatnie tygodnie kampanii. Myślę, że nie groziłoby to paraliżem urzędów.
• Kiedy dla Fundacji Wolności zakończą się tegoroczne wybory?
– Podejrzewam, że za niespełna pół roku. Będziemy czekać na opublikowanie sprawozdań finansowych, a potem będziemy zgłaszać do nich uwagi. Czeka nas jeszcze sporo pracy.