– To, że działamy, wynika tylko z tego, że przeznaczamy na to oszczędności całego życia. Mowa o kilkunastu tysiącach złotych miesięcznie – rozmowa z Krzysztofem Kopaczem, właścicielem Pralni Higiena w Świdniku.
- Właściciele restauracji, hotelów i stoków narciarskich głośno mówią o swoich problemach finansowych związanych z epidemią. A jak ma się wasza branża? Nadal pierzemy?
– No właśnie nikt nie mówi o naszej sytuacji, a ta jest dramatyczna.
- Dlaczego?
– Pralnie dzielą się na chemiczne, działające głównie w galeriach handlowych, oraz na wodne. Ja prowadzę obie. Do galerii ludzie nie przychodzą, bo galeria jest w praktyce zamknięta. Z kolei w pralni wodnej 90 procent odbiorców to hotele i restauracje. Kiedy oni nie pracują, my też stoimy. Ale o tym nikt nie mówił. W listopadzie wywalczyliśmy sobie dopisanie nas do jednej z tarcz i dzięki temu zostaliśmy zwolnieni ze składek ZUS w listopadzie i dostaliśmy 5 tys. zł. dotacji. Niby dobrze, ale to kropla w morzu potrzeb. To, że działamy, wynika tylko z tego, że przeznaczamy na to oszczędności całego życia. Mowa o kilkunastu tysiącach złotych miesięcznie.
- Dlaczego aż tyle?
– Musimy płacić za prąd, gaz, wodę i inne media. Nawet gdybyśmy całkowicie zamknęli, to tak czy inaczej te opłaty to kilka tysięcy złotych. Oprócz tego są leasingi i kredyty. Największa część płatności to jednak koszty pracownicze.
- Ile osób pan zatrudnia?
– Odkąd zaczęła się epidemia, rozstałem się z kilkoma osobami, którym kończyły się umowy lub łączyły nas inne formy zatrudnienia. W tej chwili zatrudniam 20 osób.
- To bardzo dużo.
– Tak wygląda praca w każdej pralni. Przy samym maglu stoją cztery osoby. Do tego są pracze, kierowcy, osoby przyjmujące… Jest nas sporo, ale to bardzo zgrana ekipa. W tej chwili pracujemy co drugi dzień, bo zleceń jest dosłownie kilkanaście. To nie pozwala nawet pokryć części kosztów. Załoga oczywiście rozumie moją sytuację, ale bądźmy szczerzy – na wypłaty czekać nie mogą. Mają rodziny, płatności, kredyty.
- Wraz z przedstawicielami branży jedziecie do Warszawy z postulatami. O co będziecie walczyć?
– Kilka dni temu zapadła decyzja o pomocy 45 branżom dotkniętym epidemią. Chcemy, żeby nas do tej listy dopisano. Gdyby tak się stało, nasza sytuacja poprawiłaby się. Moglibyśmy m.in. zostać zwolnieni ze zwrotu subwencji pobranych wiosną oraz otrzymać część zwrotu kosztów stałych funkcjonowania firmy. Tylko to pomogłoby nam przetrwać. W grudniu i styczniu nie robimy praktycznie nic, mimo że wcześniej były to jedne z najlepszych miesięcy w roku. Najpierw były spotkania świąteczne w restauracjach, potem sylwestry, wesela, studniówki. Mieliśmy mnóstwo pracy. Od listopada umieramy po cichu.