Najbardziej mnie denerwuje, kiedy za swoimi plecami słyszę: „O, on jest słaby. Jemu jest bardzo źle”. I ten ktoś to mówi, ale mnie nie pyta. A powinien. Powinien podejść i porozmawiać. Strach przed niepełnosprawnością i przed rozmową z nami to największa z obecnych barier.
Tak o swoim życiu opowiada Mateusz Pawelec, już dorosły, pełnoletni młody mężczyzna, uczestnik zajęć Warsztatu Terapii Zajęciowej, który, jak sam mówi, w placówkach Stowarzyszenia Pomocy Dzieciom Niepełnosprawnym „Krok za krokiem” w Zamościu się wychował. A we wtorek wspólnie z koleżankami, kolegami, terapeutami i zaproszonymi gośćmi rzucał balonami z farbą w ścianę kompleksu przy ul. Kresowej, by barwnymi plamami przykryć to, co jemu i innym niepełnosprawnym doskwiera najbardziej.
Pod kleksami z farby znikały więc m.in. samotność, pomijanie, odtrącenie, ubezwłasnowolnienie, niezrozumie. A także w kilka innych haseł określających to, co za dyskryminujące uważają osoby z niepełnosprawnościami.
– Te słowa nie wzięły się z żadnej gotowej listy. Nasi podopieczni wspólnie z terapautami spotykali się, rozmawiali i razem ją przygotowali. A później te ich bolączki zostały przeniesione na mur. I dzisiaj, wymalowane na szaro, mają symbolicznie przestać być widoczne – tak Maria Król, szefowa „Krok za krokiem” tłumaczy założenia happeningu „Kolorem w szarość” zorganizowanego z okazji Europejskiego Dnia Walki z Dyskryminacją Osób Niepełnosprawnych.
Podkreśla, że w ciągu kilkudziesięciu lat w Polsce i również w Zamościu życie osób niepełnosprawnych znacząco się poprawiło. Ale nadal wiele jest jeszcze w tej dziedzinie do zrobienia.
– Potrzebujemy wsparcia, np. w organizacji miejsc dziennego pobytu dla osób niepełnosprawnych, również dorosłych. Potrzebujemy pomocy w przygotowywaniu miejsc, w których ich życie będzie łatwiejsze i przyjemniejsze. Tu, przy tej kolorowej ścianie chcemy np. stworzyć miejsce rekreacji z ogródkiem, trawą, ławeczkami. Jeśli ktoś nam zechce pomóc, zapraszamy – mówi Maria Król.
– Architektonicznych barier jest rzeczywiście coraz mniej. Coraz więcej natomiast takich instytucji, jak nasze stowarzyszenie i to bardzo dobre, bo one są niezbędne i potrzebne. Ale nam się marzy coś jeszcze innego – podkreśla Mateusz Pawelec.
Opowiada, że jego osobiście w codzienności najbardziej męczy brak komunikacji z ludźmi pełnosprawnymi. To jest największa bariera, na jaką napotyka.
– Jesteśmy oczywiście różni. Jedni chodzą, inni nie. Niektórzy są bardziej samodzielni, a niektórzy mniej. Mamy różne choroby, ale wszyscy czujemy, mamy potrzebę kontaktów, rozmowy, która otwiera wszystkie zamknięte drzwi. Chciałbym po prostu, żeby przestano nas się bać – zdradza swoje marzenia.
Dlatego uważa, że takie happeningi jak wtorkowy są bardzo potrzebne. Bo to okazja i sposób na to, by przypomnieć społeczeństwu o osobach niepełnosprawnych. To po prostu głośne wołanie przeciwko dyskryminacji.