Łabunie. Na jednej posesji rozszarpały trzy kundelki, dzieła dokończyły po sąsiedzku, zagryzając małego pieska. Bezpańskich morderców nie udało się złapać.
Pani Bronisława na próżno zaczęła przywoływać pozostałe dwa kundelki. Rudas leżał rozszarpany przy budzie, podobny los spotkał towarzysza jego zabaw, który od jesieni strzegł podwórka.
Wszystko wskazuje na to, że mordu na kundelkach dokonały w nocy bezpańskie czworonogi.
- Rano ludzie widzieli na polach trzy duże psy - opowiada mieszkająca po sąsiedzku Edyta Skraban, która straciła kilkunastoletniego Bziuńka. - Zastanawiam się, co powiedzieć swojej pięcioletniej córeczce, która bardzo przyzwyczaiła się do kundelka. Nie wiem, jak dziecko to zniesie.
W gminie Łabunie nie było do tej pory tak dużej rzezi.
- Bezpańskie psy to duży problem, ale nie przypominam sobie, żeby za zagryzły za jednym zamachem tyle zwierząt - mówi wójt Antoni Wojciech Turczyn, który wczoraj miał wystąpić do wojewody o zgodę na odstrzał przez myśliwych wałęsających się czworonogów. - Brakiem rozwagi wykazują się właściciele, którzy na noc puszczają je samopas.
A to wykroczenie. - Jeśli kto nie zachowuje środków ostrożności przy trzymaniu zwierząt, może zostać ukarany grzywną - przestrzega Joanna Kopeć, rzecznik prasowy zamojskiej policji.
Zagryzione psy zabrano w czwartek do utylizacji. Kierownik Łachno przywiózł państwu Karpom ze schroniska nowego pupila. Bo na wsi bez psa bieda. - Blisko mamy las, lis podchodzi do gospodarstwa i dusi kury, psy go odstraszają - wskazuje Witold Karp.