Było ich kilku. Bili, a gdy upadł nie szczędzili kopniaków. 31-letni funkcjonariusz zamojskiej drogówki ledwie uszedł z życiem.
- Do tej pory czuliśmy się bezpieczni, ale po tym zajściu strach wychodzić z domu - mówi Magdalena Zalewa, która mieszka z rodziną na osiedlu Jana Zamoyskiego w Zamościu, gdzie doszło do brutalnego pobicia.
St. sierż. Jacek Łagowski w policji służy 11 lat, od dwóch jest funkcjonariuszem sekcji ruchu drogowego zamojskiej komendy. W czwartek miał wolne. Gdy po godz. 22 wracał w cywilnym ubraniu do domu, zaatakowało go kilku młodych napastników.
- Sprawcy bili go i kopali, używając przy tym najprawdopodobniej metalowej rurki - informuje kom. Joanna Kopeć, oficer prasowy zamojskiej policji.
Wszystko działo się niedaleko bloku, w którym mieszka poszkodowany.
Przypadkowy świadek powiadomił o zajściu pogotowie i policję. Funkcjonariusz trafił do szpitala "papieskiego” ze złamanymi żebrami, wstrząśnieniem mózgu, urazem klatki piersiowej i zębów.
- Na wyraźne życzenie pacjenta, nie udzielamy informacji na temat stanu jego zdrowia - powiedział nam wczoraj prof. Krzysztof Marczewski, ordynator Szpitalnego Oddziału Ratunkowego.
Nieoficjalnie ustaliliśmy, że jest stabilny. Rano poturbowanego stróża prawa odwiedzili przełożeni, dla których ujęcie sprawców brutalnego pobicia podwładnego stało się sprawą honoru.
- Dokładnie sprawdzamy okoliczności zdarzenia, przesłuchujemy świadków - mówi rzeczniczka zamojskiej policji.
Jej kolega mógł być przypadkową ofiarą pobicia, ale nie można wykluczyć, że wcześniej nadepnął któremuś z napastników na odcisk.
- Funkcjonariusze muszą być czujni 24 godziny na dobę, to naprawdę ciężka służba - wskazuje Joanna Kopeć.
Za pobicie z użyciem niebezpiecznego narzędzia grozi do 8 lat pozbawienia wolności.
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że policja zatrzymała jednego z podejrzanych o pobicie funkcjonariusza.