Większość odnajduje się po kilku godzinach albo dniach. Ale są tacy, którzy świadomie zrywają kontakt z rodziną, bo chcą na nowo ułożyć sobie życie.
- Nie ma miesiąca, byśmy nie otrzymali zgłoszenia o zaginięciu - informuje podkom. Marek Jamroz, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Biłgoraju. - W przypadku, gdy stwierdzimy zagrożenie utraty zdrowia lub życia, od razu podejmujemy czynności poszukiwawcze.
Kilka dni temu z Domu Pomocy Społecznej w Długim Kącie (gm. Józefów) oddalił się chory na schizofrenię pensjonariusz. Zaginionego 53-latka szukali pracownicy ośrodka, zaangażowano też policję oraz strażaków ochotników. Zguba odnalazła się kilka godzin później w miejscowości Szopowe.
Szczęśliwie zakończyły się też poszukiwania 19-latka spod Biłgoraja, który zaginął w połowie września. Rodzina zaczęła go najpierw szukać na własną rękę. Ale bezskutecznie, dlatego powiadomiono policję. W akcji poszukiwawczej wzięło udział 25 funkcjonariuszy. Zaginiony, który również choruje na schizofrenię, miał ze sobą telefon komórkowy i po kilku godzinach nawiązał kontakt z najbliższymi. Został odnaleziony w lesie koło Nadrzecza.
Do tej pory nie natrafiono natomiast na ślad 73-letniej mieszkanki Radomska w województwie łódzkim, która zaginęła w lesie pod Kulaszami (gm. Księżpol). Światełko w tunelu pojawiło się w ostatni piątek. - Otrzymaliśmy informację, że pod Poznaniem została odnaleziona starsza kobieta o nieustalonej tożsamości - opowiada podkom. Jamroz. - Pojechaliśmy do Kulaszów, ale rodzina nie rozpoznała na fotografii zaginionej mieszkanki Radomska.
Przypomnijmy, że starsza pani przyjechała pod Biłgoraj w odwiedziny. W sierpniu poszła z córką do lasu na grzyby i tam zaginęła. Akcja poszukiwawcza, którą prowadziła policja ze strażakami i mieszkańcami wioski, nie przyniosła rezultatu. Kobieta cierpi na chorobę Alzheimera.
Za zaginionych uważa się w tej chwili sześcioro mieszkańców powiatu biłgorajskiego. Najdłużej trwają poszukiwania mieszkanki gminy Goraj, która 11 lat temu przepadła jak kamień w wodę.
Halo, umieram
Przedawkowałem leki, umieram. Takie zgłoszenie przyjęli w sierpniu stróże porządku. Desperat, który dzwonił z telefonu komórkowego, szybko został zlokalizowany. Ustalono, że przebywa w lesie w okolicach Majdanu Gromadzkiego. Funkcjonariusze odnaleźli daewoo tico, w którym siedział nieprzytomny 40-latek. Czuć było od niego alkohol. Karetka odwiozła go do szpitala. Tam wyszło na jaw, że popił alkoholem leki nasenne. Na szczęście zażył tylko kilka tabletek.