Na cmentarzu w podhrubieszowskim Sahryniu wisi nad grobem tablica z wykazem Ukraińców "ubitych” przez AK. Po drugiej stronie granicy na nielicznych krzyżach próżno szukać informacji na temat zbrodni popełnionych przez UPA.
AK to nie UPA
d Na cmentarzu w podhrubieszowskim Sahryniu wisi nad grobem tablica z wykazem Ukraińców "ubitych” przez AK. Po drugiej stronie granicy na nielicznych krzyżach próżno szukać informacji na temat zbrodni popełnionych przez UPA.
Czasami pojawia się napis "Zginęli tragicznie”. - To tak, jakby 100 tysięcy Polaków wpadło pod samochód - mówi 80-letni Stanisław Filipowicz z Zamościa, który 65 lat temu cudem uniknął rzezi w kościele w Porycku (obecnie Pawliwka) na Wołyniu.
11 lipca 1943 r. UPA zamordowała tam około 200 Polaków, w tym matkę, dwie siostry oraz siostrzenicę Filipowicza. - Pięć lat temu, przed odsłonięciem pomnika Pojednania, "niewidzialna ręka” wycięła w nocy z kamiennego krzyża na cmentarzu słowo "zamordowanych” - wspomina. - To była misterna, zegarmistrzowska robota. Zauważyłem to już po uroczystościach. Jeżeli Polacy nie zostali zamordowani, to co się z nimi stało? Umarli, wpadli pod samochód?
Wiadomo za to, co się stało z Ukraińcami, którzy spoczywają na cmentarzu w Sahryniu pod Hrubieszowem. Na tablicy stoi jak wół: "Ubiti AK” (w akcji odwetowej przeprowadzonej przez polskie oddziały partyzanckie 10 marca 1944 r. zginęło według różnych szacunków 150-800 Ukraińców, w tym ludność cywilna - red.).
Nie podoba się mu nadmierna uległość władz polskich wobec wschodnich sąsiadów w kwestii polityki historycznej. - Trzeba unormować stosunki i oprzeć je na trwałych fundamentach przyjaźni i współpracy, ale nie można fałszować historii - mówi poseł, który jest też prezesem zarządu Światowego Związku Żołnierzy AK Okręg Zamość. - Nie można na jednej szali stawiać "dokonań” organizacji, która w bestialski sposób zamordowała ponad 100 tys. Polaków, z działaniami odwetowymi żołnierzy AK, które były konsekwencją mordów dokonywanych przez UPA na Wołyniu.
Posła popierają środowiska kresowe. - Na Wołyniu doszło do ludobójstwa, ale ani premierowi, ani prezydentowi, ani nikomu z rządu to słowo nie może przejść przez usta - twierdzi Janina Kalinowska, przewodnicząca Stowarzyszenia Upamiętnienia Polaków Pomordowanych na Wołyniu. - Nie fałszujmy historii w imię poprawności politycznej.