Jeśli chcesz zapisać swoją pociechę do przedszkola, musisz się pośpieszyć.
Małgorzata Nowosad z Zamościa jest mamą trójki dzieci. Siedmioletniego Mikołaja bez kłopotu udało jej się zapisać do Szkoły Podstawowej nr 6. Myślała, że w przedszkolu będzie podobnie.
- Chciałam dwie moje córeczki posłać do "czwórki” - tłumaczy pani Małgorzata. - Pięcioletnia Sarunia chodziła wcześniej do tego przedszkola. Dostałam kartę od wychowawczyni i córka jest już przyjęta do starszej grupy. Z młodszą, Amelką, nie było tak łatwo. Dowiedziałam się, że zainteresowanie jest ogromne i miejsc w trzylatkach może zabraknąć.
Nabór do zamojskich przedszkoli dopiero się rozpoczął. Wydział Edukacji i Sportu Urzędu Miasta, na podstawie zapotrzebowania z ubiegłego roku, szacuje, że przyjętych zostanie do nich ok. 2 tys. 650 dzieci. Dopiero w czerwcu okaże się, czy to się potwierdzi. Na razie rozpoczęło się oblężenie. Rodzice ustawiają się w kolejkach, aby zapisać dziecko do wybranego przedszkola.
- Zrobiłem wywiad i wiem, gdzie dziecku będzie dobrze - zapewnia ojciec, który zapisał już swoją pociechę do "piątki”. - Liczą się warunki, ale też podejście wychowawców do dzieci. Wybrałem właściwie.
Przedszkole nr 5 rzeczywiście jest oblężone. W grupach 4- i 5-latków jest już komplet. Miejsce w pozostałych oddziałach znajdzie się ledwie dla kilkorga dzieci. - Zainteresowanie zapisami jest naprawdę ogromne - cieszy się dyrektor Grażyna Ziemiańska. - A przecież zawsze rodzice robili to dopiero w kwietniu, a nawet maju.
W innych zamojskich placówkach jest podobnie. - Mamy 175 miejsc, a rodzice złożyli już 183 wnioski - tłumaczy Joanna Kamieniecka, dyrektor Przedszkola nr 14. - I nadal je przyjmujemy. Myślę, że tak duże zainteresowanie wiąże się z wyżem demograficznym. Tworzymy listy rezerwowe. W razie jakiejś rezygnacji, zapełnimy wolne miejsca.
Po kilka miejsc zostało jeszcze w "ósemce” i "czwórce”. - Rekrutację prowadzimy dopiero od 1 kwietnia - mówi Agata Kozak, dyrektor Przedszkola nr 8. - Pierwszeństwo będą miały dzieci uczęszczające wcześniej do nas, wychowywane przez samotne matki lub takie, których rodzice pracują.
Miejscy urzędnicy przyglądają się temu ze spokojem. - Dopiero jak będziemy mieli pełne dane, zastanowimy się, co z tym dalej zrobić - tłumaczy Barbara Kowerska z wydziału edukacji.
Piotr Stasiuk