20-letni Mateusz choruje na mukowiscydozę. Marzy o przenośnym koncentratorze tlenu, by nie być skazanym na szpitalne łóżko
Kłopoty z oddychaniem, częste zapalenia płuc i oskrzeli, wizyty u lekarzy, w szpitalach. Mateusz chorował od urodzenia, jednak mukowiscydozę stwierdzono u niego, kiedy miał już 7 lat. Diagnoza nie pozostawiała złudzeń.
– Okazało się, że ma najcięższą postać choroby. Atakuje nie tylko układ oddechowy, ale także pokarmowy – mówi Edyta Drozdowska, mama chłopaka.
– Od dwóch lat mój oddech staje się płytszy, cięższy. Jakby ktoś położył na moich plecach słonia, którego nie jestem w stanie udźwignąć, a na domiar złego kazał biec – tłumaczy na stronie internetowej www.siepomaga.pl.
Mateusz mieszka z rodziną w Horyszowie Polskim, małej miejscowości w gminie Sitno. Każdego dnia spędza ponad pięć godzin na rehabilitacji. – Nie ma miejsca na lenistwo. Inhalacje, drenaże klatki piersiowej wykonywane nawet kilkanaście razy na dobę. Masa leków, tabletek i nieustająca „przyjaźń” ze szpitalnym łóżkiem – opisuje.
– Czasem śpi na siedząco na fotelu, bo inaczej nie może złapać oddechu. Leki i odżywki kosztują nas 2,5 tysiąca zł miesięcznie – dodaje jego mama. Od jakiegoś czasu Mateusz przebywa w szpitalu.
Mukowiscydoza to nieuleczalna choroba genetyczna, która powoduje włóknienie płuc i oskrzeli, a w efekcie niewydolność oddechową. Można się jej pozbyć jedynie poprzez przeszczep płuc.
– Na razie o tym nie myślimy, bo i tak Mateusz się do zabiegu nie kwalifikuje. Wydolność płuc ma 50 procent, a kwalifikują dopiero, gdy spadnie do 30 procent. Liczę na to, że nigdy do tego stanu nie dojdzie – mówi mama 20-latka. – Niestety niedawno zmarł jego bliski przyjaciel, który również chorował na mukowiscydozę. Miał 21 lat – smuci się.
Im Mateusz jest starszy, tym choroba staje się dla niego bardziej nieznośna. Niestety jesienią zaczyna się najtrudniejszy okres, bo wtedy łatwo złapać infekcję. W szpitalu spędza długie tygodnie. Jak pisze, rówieśników ma tam coraz mniej, ale nie dlatego, że mają się dobrze. Chłopak musi korzystać ze szpitalnego koncentratora tlenu, który pomaga utrzymać właściwe natlenienie organizmu. Sprzęt waży kilkanaście kilogramów i nie da się z nim przemieszczać.
Ale produkowane są też przenośne aparaty, które są lekkie i mieszczą się w torbie. Naładowana bateria daje zasilenie na kilka godzin. Problem w tym, że kosztuje ponad 14 tys. złotych. Pani Edyty na taki wydatek nie stać.
Jak pomóc?
Zbiórka na koncentrator: http://www.siepomaga.pl/dusicielka
Przekazanie 1% podatku: W rubryce „Nazwa OPP” wpisać „Polskie Towarzystwo Walki z Mukowiscydozą” i dopisać „Mateusz Drozdowski”, dla którego przekazujemy 1%. W rubryce „Numer KRS” wpisać „0000064892”.