Ma tam powstać m.in. muzeum fortyfikacji i restauracja. Obok, w tzw. barakach nadal żyje kilkadziesiąt rodzin.
- W wielu mieszkaniach nie ma łazienek i ubikacji - żali się 50-letni mieszkaniec jednego z baraków. - Jeszcze niedawno ludzie musieli załatwiać się po krzaczkach, bo wspólny szalet zimą zamarzał, a latem cuchnął. Teraz postawili lepsze WC, ale ustawiają się przed nim kolejki... Jednak baraki to nasz dom. Miasto chce nas stąd wyrzucić. Boimy się, co będzie z nami dalej.
Murowane baraki na zamojskich plantach mają wojskowy rodowód. Zostały wybudowane jeszcze w latach 1910-1911 dla 10 Pułku Kozaków Dońskich. Zachowały się jedynie parterowe ceglane budynki m.in. dawnego kasyna i kancelaria dowódcy. Budynki zarządzane przez zamojski Zakład Gospodarki Lokalowej są w złym stanie.
Wprawdzie mieszkańcy niektóre lokale wyremontowali, ale całość robi wrażenie rudery. Podobnie wyglądają także drewniane baraki oddalone o kilkadziesiąt metrów od murowanych.
- Od lat administrator palcem nie kiwnął, żeby budynki połatać - denerwuje się 60-letnia kobieta. - Nie mamy też drogi, ani chodników. Ale ostatnio czynsz nam podnieśli. Jeszcze w ub. roku płaciłam za mieszkanie 130 zł, a teraz aż 219 zł! Interweniowaliśmy już w tej sprawie. Bez skutku.
Mieszkańcy baraków wybrali się na rozmowę do prezesa ZGL, a potem do prezydenta. Co usłyszeli? - Że między naszymi barakami ma biec jakiś trakt muzealno-historyczny, a my za 3 lata zostaniemy wysiedleni. Dokąd? Naprawdę nie wiadomo. Prezydent Zamoyski powiedział nam też, że czynszu nam nie obniży. I odesłał nas do ZGL.
- Niektórzy chcą się stąd przeprowadzić - przyznaje inny mężczyzna. - Jednak takich jest raczej niewielu... Mam 40 lat. Tu się urodziłem, wychowałem, zasadziłem ogródek i... chcę mieszkać. Może warunki są nie najlepsze, ale za to wszędzie blisko.
Czy rzeczywiście mieszkańców baraków czeka przeprowadzka? Chcieliśmy o to zapytać w piątek prezydenta Zamościa, ale wraz z ze swoim rzecznikiem przebywał z wizytą... w Rumunii. Nieuchwytny był także Roman Kozak, szef magistrackiego Wydziału Gospodarki Mieszkaniowej, Ochrony Środowiska i Infrastruktury Komunalnej. Był za to jego zastępca, Przemysław Kozłowski.
- Ale ja nic na ten temat nie powiem - zastrzegł. - U nas ma każdy swoją działkę. Ta nie jest moja.