Wyszliśmy z kolejki do bankructwa, zrobiliśmy to legalnie – mówi szef zamojskiego centrum rozrywki, które wznowiło działalność wbrew zakazom wprowadzonym przez rząd. – Mamy mnóstwo rezerwacji – podkreśla przedsiębiorca. Jego lokal już kilka razy odwiedzała policja, był też sanepid. Centrum działa nadal
– Nie po to otwieraliśmy biznes, żeby go za chwilę zamknąć i mieć do tego wiele długów – wyjaśnia Łukasz Moskal, który w internecie opowiada swoim widzom, jak wyglądają pierwsze dni po ryzykownej decyzji o ponownym otwarciu biznesu. Jego Laser Factory to rodzinne centrum rozyrwki, w którym można m.in. pograć w laserowy paintball i inne gry. Lokal został zamknięty z powodu ograniczeń wprowadzonych rozporządzeniem Rady Ministrów. Niedawno przedsiębiorca powiedział „dość” i postanowił z powrotem otworzyć biznes od 6 stycznia. – To jest nasze jedyne źródło utrzymania.
– Decyzja nie byłą łatwa – opowiada przedsiębiorca w nagraniu umieszczonym na portalu Facebook. Tłumaczy, że „wyszedł z kolejki do bankructwa” i sugeruje to również innym przedsiębiorcom. – Jeżeli dalej chcecie stać w tej kolejce do bankructwa, to jest wasza indywidualna sprawa. My z tej kolejki wyszliśmy, zrobiliśmy to legalnie.
Legalności działań Laser Factory przygląda się już policja, która kilkakrotnie odwiedzała zamojskie centrum rozrywki. Powodem pierwszej interwencji, jak relacjonuje sam przedsiębiorca, miało być wezwanie do głośnej imprezy. – Co było wielką bzdurą, bo tutaj się nic nie odbywało. Policja sporządziła notatkę i odjechała – relacjonuje Moskal. Podczas kolejnej wizyty inni policjanci mieli spisywać dane osób wychodzących z lokalu.
Zamojska policja potwierdza, że 6 stycznia interweniowała w otwartym tego dnia centrum rozrywki. – Mieliśmy zgłoszenie o odbywającej się tam hucznej imprezie. Na miejsce został wysłany patrol – mówi nam st. asp. Dorota Krukowska-Bubiło, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Zamościu. – Informacje o „hucznej imprezie” się nie potwierdziły, aczkolwiek funkcjonariusze wylegitymowali kilka osób wychodzących z obiektu. Równolegle prowadzone są czynności w sprawie o wykroczenie.
Trzecią wizytę, jak opowiada przedsiębiorca, złożyła dzielnicowa. Potem policja przyjechała w towarzystwie inspektora sanepidu, którego wpuszczono do środka – Policjant nie potrafił podać podstawy prawnej, dlaczego przyjechał, więc postanowiliśmy nie wpuszczać funkcjonariuszy policji na swój teren. Przebywało tam już kilka osób, a nie robimy tłoku – opowiada szef lokalu.
Rzeczniczka zamojskiej policji wyjaśnia, że ostatnia wizyta odbyła się w ramach kontroli, jakie regularnie odbywają się u zamojskich przedsiębiorców. – Wspólnie sprawdzamy, czy przestrzegane są przepisy związane z aktualnymi obostrzeniami – informuje st. asp. Krukowska-Bubiło. – W piątek taka kontrola miała miejsce w Laser Factory. Nie stwierdzono naruszenia przepisów.
– Żyjemy w wielkiej niepewności i czekamy na listy, które do nas przyjdą – przyznaje mimo wszystko przedsiębiorca. O jego Laser Factory zrobiło się głośno w całym kraju, a wizyty rezerwują goście z różnych miast. – Mamy mnóstwo rezerwacji: Stalowa Wola, Tarnów, Lublin, Warszawa. Byli państwo z Krakowa, przyjechali specjalnie do nas.
Nadzieję dał przedsiębiorcom nagłośniony kilka dni temu wyrok sądu, który stwierdził, że nie można rządowym rozporządzeniem ograniczać konstytucyjnej wolności prowadzenia działalności gospodarczej, bo może ją ograniczyć jedynie sejmowa ustawa.
Taki wyrok, jeszcze nieprawomocny, zapadł w październiku przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym w Opolu. Badana była tam sprawa fryzjera z Prudnika ukaranego w kwietniu przez sanepid za strzyżenie klienta wbrew rozporządzeniu Rady Ministrów zakazującemu działalności fryzjerskiej.
Opolski sąd orzekł, że kara była bezpodstawna, bo… bezprawny był zakaz zapisany w rozporządzeniu. – W celu wprowadzenia ograniczeń wolności i praw człowieka nie można powoływać się na nadzwyczajne okoliczności – czytamy w wyroku.
Sąd zauważył, że Konstytucja pozwala ograniczać wolności tylko ustawą, która „musi samodzielnie określać podstawowe elementy ograniczenia”, natomiast „w rozporządzeniu powinny być zamieszczane jedynie przepisy o charakterze technicznym”. WSA przypomniał też, że rząd mógł skorzystać z innej drogi prawnej i ogłosić stan klęski żywiołowej, ale się na to nie zdecydował.