Kontroler zamojskiego MZK był niegrzeczny i przekroczył uprawnienia. Tak uważa nasza Czytelniczka. Szef kontrolerów zapewnia, że nasza Czytelniczka mija się z prawdą, a nam zarzuca nierzetelność. Tymczasem ekipa kontrolerów linii nr 3 już następnego dnia po incydencie została zmieniona.
Pani Barbara z Zamościa korzysta z usług MZK niemal codziennie. 7 września wsiadła do autobusu nr 3. Zobaczyła kontrolera, który stał przy drzwiach obok kierowcy i z nim rozmawiał.
– Na jednym z przystanków dosiadła się dziewczyna – mówi kobieta. – Wysupłała pieniądze i czekała, aż autobus się zatrzyma i będzie mogła kupić bilet. Widziałam, że kontroler zasłonił okienko przy kierowcy i uniemożliwił sprzedaż! A gdy autobus ruszył, natychmiast zażądał biletu!
Kontroler zainkasował mandat w wysokości 72 zł. Nasza Czytelniczka była tym oburzona. Interweniowała w zamojskim oddziale "Reflexu”. Poskarżyła się też do nas. Ewa Redka, szefowa zamojskiego oddziału tej spółki obiecała nam wówczas, że sprawę wyjaśni. I efekt jest.
– Już następnego dnia zmieniła się ekipa kontrolująca autobus tej linii – mówi pani Barbara.
Okazuje się, że pieniądze nie zostaną nastolatce zwrócone. Dlaczego? Dostaliśmy od Marka Pyszczka, prezesa "Reflexu” z Radomia ostre pismo na ten temat.
Zapewnia w nim, że przeprowadzone zostało w tej sprawie postępowanie wyjaśniające. Ustalono, że 7 września przy Bramie Lwowskiej wsiadła do autobusu nr 3 młoda kobieta, która nie skasowała biletu. Kontroler to zauważył, ale czekał na "spokojne skasowanie biletu”. Dopiero po ruszeniu z następnego przystanku przystąpił do kontroli. Wtedy pasażerka wstała, aby kupić bilet u kierowcy. I dostała karę.
Prezes zarzuca pani Barbarze mijanie się z prawdą, a nam nierzetelność. Bo według niego, podczas pisania artykułu nie skontaktowaliśmy się z pracownikami Agencji i nie wysłuchaliśmy ich wersji wydarzeń (prezes zapomniał o szefowej zamojskiego oddziału spółki).
W jaki sposób zarząd "Reflex-u” weryfikował informacje? Wypytał o to… swojego kontrolera. Do naszej Czytelniczki i nastolatki nie dotarli. Tymczasem pani Barbara zapewnia, że jest w stanie znaleźć innych świadków zajścia.
Skąd zatem zarzuty? – Bo ten artykuł uderzył w naszą firmę – denerwował się wczoraj prezes Pyszczek. – A kontrolerów na linii nr 3 nie zmienialiśmy. To była po prostu taka normalna rotacja.