– Na myśl przychodziły mi kadry z filmu „Jestem legendą”, kiedy bohater odporny na wirus, który zamieniał ludzi w zombie, przemierzał Nowy Jork – mówi fotograf, który robił zdjęcia miasta bez mieszkańców. Efekt jest niesamowity
– To trochę dziwne uczucie, fotografowanie prawie pustego miasta, ale obecny czas jest dobry dla fotografów architektury, zwłaszcza Starego Miasta. Przy tym, że na Rynku Wielkim nie ma już lodowiska, ogródków jeszcze nie ma, żadna scena nie zasłania kamienic – mówi Kazimierz Chmiel, zamojski fotograf, który współpracuje z Dziennikiem Wschodnim. – Takie pustki w centrum były na początku lat 90. ubiegłego wieku. To był początek transformacji a turystyka lokalna nie była tak popularna. Teraz nie jesteśmy przyzwyczajeni do takich scen, jak z filmów. Na ulicach brakuje tylko wojska w maskach gazowych. Kiedy robiłem zdjęcia, to miałem wrażenie, że zaraz wyjadą z bocznej ulicy. To było jak „Epidemii”z Dustinem Hoffmanem albo „Jestem legendą” z Willem Smithem – dodaje autor fotografii pokazujących niecodzienny Zamość.
– Cały czas apelujemy, żeby ludzie pozostawali w domach. Zdarza się, że idą grupą – 3-4 osoby zbyt blisko siebie. Ale to sporadyczne wypadki. Mieszkańcy są zdyscyplinowani. Kilka dni temu, na placach sportowych trzech szkół gromadzili się młodzi ludzie. Dyrektorzy placówek mieli zabezpieczyć te tereny. Nie ma handlu na targowiskach. Cały czas wspólnie z policją, wojskiem patrolujemy miasto. I ciągle powtarzamy, żeby nie wychodzić – mówi Marian Puszka, komendant Straży Miejskiej.
Mieszkańcy Starego Miasta i osoby tu pracujące mówią, że takie opustoszałe ulice i wymowna, trochę przerażająca cisza dostarcza refleksji. Wspominają, że czuli coś podobnego w 2005 roku, kiedy zmarł papież Jan Paweł II i trwały przygotowania do transmisji mszy pogrzebowej z Watykanu. Miasto było puste i inne niż zwykle.