d Pacjent zarzuca zamojskiemu lekarzowi, że przepisując mu lek wywołujący zawroty głowy i senność, spowodował groźny wypadek samochodowy. - Doktor omal mnie nie zabił - złości się mężczyzna. - Nie jestem niczemu winien. Te zarzuty, to bzdury - ripostuje neurolog.
Dedko żyje ze skromnej renty. Ma też niewielki zakład rusznikarski w centrum Zwierzyńca. Jego dumą był 10-letni, ale "udany” polonez. W październiku wybrał się nim na swoją działkę poza miastem. - Wtedy po raz pierwszy wziąłem leki - wspomina. - Od rana czułem się nie najlepiej. W drodze zasłabłem i straciłem panowanie nad kierownicą. Zjechałem z drogi i uderzyłem w płot. Ocknąłem się po kilku minutach. Przód mojego auta przestał istnieć, ale ja byłem cały. To był cud!
Mężczyzna wydostał się z samochodu i poprosił jednego z okolicznych rolników o odholowanie auta do Zwierzyńca. - Byłem w szoku - mówi. - Wóz warty ponad 7 tys. zł nadaje się tylko na złom! Postanowiłem, że nie puszczę tego płazem. Gdy wydobrzałem, wybrałem się do neurologa.
Dedko postanowił załatwić sprawę po męsku. - Neurolog przyjmuje w każdą środę - tłumaczy. - Wydeptałem do niego ścieżkę, bo chodziłem do jego przychodni co tydzień. Było dobrze. Najpierw obiecał, że dostanę 1,5 tys. zł zadośćuczynienia, potem powiedział, że jest co do spłaty niezdecydowany, a na koniec, że jest niewinny... To skandal! Sprawę skieruję do prokuratury. Nie ustąpię.
Co na to neurolog? - Nie spotkałem się jeszcze z przypadkiem, aby pacjent jako przyczynę wypadku drogowego podawał działanie leku - dziwi się Dariusz C. - To bzdura. Ten człowiek chce za wszelką cenę wyciągnąć pieniądze. Jego roszczenia są bezpodstawne. Lek był właściwy i dawkowany prawidłowo... Pacjent dostał ulotkę, w której były informacje o ubocznych skutkach jego działania... Nie mam sobie nic do zarzucenia.
Dariusz C. zapewnia, że w rozmowach z pacjentem nie było mowy o żadnym zadośćuczynieniu finansowym. - To wredne pomówienia - mówi.