Prezydent Zamościa wielkie oszczędzanie rozpoczął od cięcia poborów swoich i swojej zastępczyni. Później sięgnął do kieszeni szefów miejskich spółek. Przyszła też kolej na pracowników magistratu, ale na tym nie koniec.
Mniej, niż jej poprzednicy zarabia też wiceprezydent Iwona Stopczyńska (6300 zł brutto). Zresztą z myślą o oszczędnościach nie powołano drugiego zastępcy prezydenta.
- Wynagrodzenie prezydenta Zamościa i jego zastępcy jest mniejsze od najniższego, które widnieje w tabeli wynagrodzeń dla pracowników samorządowych - mówi Otylia Młynarska-Chojnowska, dyr. wydziału Organizacyjno- Administracyjnego w zamojskim UM.
M. Zamoyski nie zawahał się też sięgnąć do kieszeni zarządów miejskich spółek, których zarobki jeszcze do niedawna przekraczały 9 tys. zł brutto. Prezesi PEC i MZK będą teraz zarabiać o połowę mniej (ok. 4,6 tys. zł). To posunięcie w skali roku da dodatkowo ponad milion złotych.
Nieco niższą, ale mimo wszystko pokaźną kwotę Zamość zaoszczędzi na obniżonych przez prezydenta poborach prezesów PGKiM (teraz 7 tys. zł brutto) i ZGL (prawie 6 tys. zł). Do tego doliczyć należy pieniądze z również okrojonych apanaży wiceprezesów tych jednostek.
Oprócz tego, w porównaniu z rokiem ubiegłym, w tegorocznym budżecie zmniejszono o 10 proc. fundusz płac.
- W samym tylko Urzędzie Miasta ten fundusz jest w tym roku mniejszy o 316 tys. zł - wyjaśnia Młynarska-Chojnowska.
Dokładnie 350 tys. zł uda się rocznie zaoszczędzić na połączeniu Krytej Pływalni i Ośrodka Sportu i Rekreacji. Pieniądze zostaną w miejskiej kasie, bo fuzja będzie pociągnie za sobą redukcje co najmniej 12 etatów. Według wyliczeń urzędników, skoordynowanie pracy obu jednostek stworzy warunki do zwiększenia ich przychodów o 4-5 proc. czyli mniej więcej 100 tys. zł w ciągu roku.
- Będziemy myśleć o kolejnych oszczędnościach, bo jest to jedyna droga, żeby dopiąć budżet miasta - zapowiada Iwona Stopczyńska.
Cięcia w urzędach
W lubelskim UM też próbuje się ograniczać wydatki. Gdzie? Głównie w kosztach, związanych z pracą urzędników, którzy będą mieli do dyspozycji o 35 mniej służbowych telefonów komórkowych, a zamiast biletów imiennych komunikacji miejskiej pojawią się bilety na okaziciela. - To pozwoli zaoszczędzić około 100 tysięcy złotych w ciągu roku - ocenia Tomasz Rakowski, rzecznik prezydenta Lublina. (aba)(jaxa)