Nie było obrażeń wskazujących na udział osób trzecich. Taką informację przekazali nam śledczy po powtórnym zapoznaniu się z protokołem sekcji zwłok sprzed 9 lat.
– Oględziny, które były przeprowadzone na miejscu zdarzenia, jak i sekcja zwłok nie potwierdzają wersji podanej przez matkę zmarłego – powiedział nam Romuald Sitarz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Zamościu.
W poniedziałek "Dziennik Wschodni" opisał historię mieszkanki Zamościa, która uważa, że jej zmarły w 2001 roku syn nie popełnił samobójstwa.
Według niej, "pomogli" mu koledzy, dlatego miał złamaną nogę. Powołuje się na zeznanie świadka, które zarejestrowała na dyktafonie. Mężczyzna raz zapewnia, że widział zajście, innym razem twierdzi, że tylko o nim słyszał. Boi się zemsty.
Śledczy badają to nagranie. – Przesłuchujemy świadków i sprawdzamy, czy są nowe okoliczności, które spowodowałyby podjęcie umorzonego postępowania – mówi Sitarz. – Na pewno nie było żadnych obrażeń nogi.
– Po utracie ukochanej osoby najbliżsi mają żal do siebie, przyjaciół, a czasem nawet do Boga – mówi Małgorzata Łuba ze Stowarzyszenia Pomocy Rodzinom i Bliskim Samobójców. – To, że szukają winy wynika z naszej ludzkiej natury. Samobójstwo to problem wieloczynnikowy. Każda trudna sytuacja życiowa zabiera człowiekowi trochę energii. Aż 90 proc. osób podejmujących decyzję o odebraniu sobie życia ma objawy depresji. W tym konkretnym przypadku policja musi sprawdzić, czy nie było ingerencji osób trzecich.