Ledwie ruszył, a już przewinęły się przez niego tłumy uchodźców z Ukrainy. Utworzony w środę punkt recepcyjny w Zamościu przyjął w ciągu doby około tysiąca osób. Większość już wyjechała, ale będą następni.
Informację o utworzeniu punktu recepcyjnego, obok dotychczasowego informacyjnego przy Krytej Pływalni w Zamościu, prezydent miasta Andrzej Wnuk podał w środę.
– Tutaj będzie kierowana przez administrację rządową większa ilość uchodźców z granicy i będziemy oczywiście potrzebować dalej państwa wsparcia, za które już z góry dziękuję – powiedział samorządowiec.
To, co prezydent zapowiedział, szybko stało się faktem. Już w czwartek w mediach społecznościowych pojawił się apel prezydenta Chełma.
– Drodzy, w Zamościu pilnie potrzeba dodatkowych autobusów do przetransportowania Uchodźców do innych miast – napisał Jakub Banaszek i zaapelował, głównie do firm i samorządów, o wsparcie dla Zamościa, podając kontakt do Barbary Godziszewskiej, dyrektor wydziału promocji w zamojskim magistracie.
Zapytaliśmy ją, jak sytuacja wygląda. – Ostatniej doby przyjęliśmy ok. 1000 osób, pracujemy non stop, nie wyrabiamy na zakrętach – stwierdziła i zakończyła rozmowę, bo wciąż ma coś ważnego do załatwienia.
Uchodźcy. Jest ich coraz więcej
Z dnia na dzień do Zamościa dociera coraz więcej uciekających przed wojną ludzi. Wcześniej zatrzymywali się tylko na odpoczynek przy basenie, stąd jechali albo do do jednego z 9 miejsc noclegowych przygotowanych przez miasto m.in. w szkołach, albo do noclegowni organizowanych przez osoby prywatne, albo trafiali do rodzin, które zadeklarowały gotowość przenocowania uchodźców.
Teraz miejsca do spania są też w punkcie recepcyjnym. Byliśmy tam w czwartek wczesnym popołudniem. Panował spory ruch, ale nie było tłumów. Bo ci, którzy przyjechali nocą już się rozjechali.
– Jestem od rana, panuje spokój, sytuacja jest opanowana – mówi jeden z wolontariuszy. Dodaje, że większość osób wie, dokąd chce dotrzeć, a Zamość jest przystankiem na tej drodze. – Ale podpowiadamy im, że łatwiej będzie im ruszyć np. pociągiem z Lublina i wtedy organizujemy taki transport – wyjaśnia młody mężczyzna.
Przez Zamość na Zachód
Na chwilę w Zamościu zatrzymali się Eryk oraz jego przyjaciel Daniyil. Ten pierwszy jest Polakiem, drugi Ukraińcem, obaj mieszkają w niemieckim Kassel. Stamtąd ruszyli na polsko-ukraińską granicę, aby zabrać bliskich. W Polsce zrobili zakupy za 800 euro, dary zostawili potrzebującym, a z granicy zabrali kobiety uciekające z Charkowa: ciocię Daniyila, żonę jego kuzyna, który walczy na froncie, kuzynkę Katię i dwójkę małych dzieci. Przez Zamość mieli tylko przejechać, ale przy obwodnicy wypatrzyli dobrze oznaczony punkt i postanowili zajechać.
– Zostawiliśmy tu też trochę darów, odpoczniemy, wypijemy coś ciepłego i jedziemy dalej. Najpierw do Drezdenka, później do Niemiec – opowiadają.
Polskie miasta czekają
Ale nie wszyscy mają gdzie się zatrzymać. Nie wszyscy też są w stanie samodzielnie zorganizować podróż. – Dlatego potrzebujemy transportu, z którego w razie konieczności będziemy korzystać. Dysponujemy już bazą miejsc w głębi Polski, w które możemy relokować uchodźców. To miejsca pobytu stworzone np. przez samorządy, które deklarują, że przyjmą u siebie tych ludzi – tłumaczy Piotr Orzechowski, dyrektor wydziału kultury i sportu UM Zamość, który podobnie jak wielu innych miejskich urzędników niemal bez przerwy pracuje przy organizacji pomocy uciekającym Ukraińcom.
Z Zamościa na Wschód
Władze miasta stale apelują też do zamościan i mieszkańców okolic o pomoc. Dary są zbierane m.in. właśnie przy punkcie recepcyjnym, skąd później trafiają do magazynów, a w razie potrzeby są wydawane. We wtorek ogromny transport trafił do Żółkwi na Ukrainie. W sobotę za wschodnią granicę ma ruszyć kolejny tir.
Andrzej Wnuk był w partnerskim mieście i poinformował, czego Ukraińcom najbardziej brakuje. – Nie potrzebują nasi partnerzy, ale też uchodźcy, ubrań, bo już to mają. Potrzebują żywności, ponieważ kończy się benzyna i kończy się możliwość dostarczenia tej żywności do sklepów czy innych regionów Ukrainy – powiedział. I dodał: – Jeśli chcecie pomóc, to pewno potrzebna jest żywność długoterminowa typu kasza, sól, mąka, cukier, to wszystko, z czego można przygotować proste dania, bo tego już w sklepach w Żółkwi zaczęło brakować.
Ukraińcom jest też niezbędna pomoc medyczna. Dlatego we wtorek z Zamościa do Żółkwi dotarła wraz z darami rzeczowymi karetka pogotowia ofiarowana przez marszałka województwa. Pojechał nią dyrektor zamojskiego pogotowia Damian Miechowicz. Pojazd pochodzi z demobilu, ale w Żółkwi jest najlepszym ambulansem.
– Potrzebujemy wciąż wszelkiego rodzaju medykamentów. Począwszy od gazy, przez bandaże, plastry, ale także np. leki przeciwbólowe – wyliczał prezydent Zamościa.