Zamojski strażak ryzykował życiem, żeby uratować kota. Zwierzak wdrapał się na wysokie drzewo i przesiedział na nim całą noc z czwartku na piątek. Dzisiaj rano został oswobodzony.
- To kot jednej z sąsiek - tłumaczyła jedna z kobiet. - Fajny zwierzak. Gdyby nie strażacy pewnie by się roztrzaskał o bruk.
Mieszkańcy zamojskiego Starego Miasta przeżyli dzisiaj rano chwile grozy. Kot wdrapał się na najwyższe drzewo na jednym z podwórek przy ul. Pereca i zawisł tam na dobre. Siedział tam całą noc i przeraźliwe miauczał.
Dzisiaj rano pod drzewem zebrał się tłum gapiów. Ktoś wezwał straż pożarną. Przyjechały dwa wozy bojowe. Jednak na podwórko nie mogły wjechać (jest tam wąska, murowana brama). Jeden ze strażaków postanowił się jednak wdrapać się na drzewo.
Szkopuł w tym, że gałęzie kilkadziesiąt metrów nad ziemią były już bardzo cienkie. - Nie wiem jakim cudem ten młody druh wdrapał się na czubek drzewa - relacjonuje jedna z kobiet. - Kiedy już prawie miał w rękach kota, zwierzak przestraszył się i wdrapał się jeszcze wyżej. Wtedy strażak zawołał: Chłopaki jak ja stąd zejdę! Wyżej nie dam rady!
Rozejrzał się, namyślił i po chwili zmienił zdanie. Zwrócił się bezpośrednio do kota. - Był bardzo uprzejmy - tłumaczy kobieta. - Zaczął przekonywać: No chodź! Proszę cię, bardzo cię proszę! Kot popatrzył na niego… i zszedł gałąź niżej.
Wtedy strażak włożył czworonoga pod kurtkę i bardzo szybko zszedł na ziemię. Podziękowaniom nie było końca.
- Nie ma wątpliwości, że ten strażak narażał życie i zdrowie dla tego stworzenia - zapewnia Bożena Gwiazdowska-Nowak, która przyglądała się akcji ratunkowej. - Jestem zbudowana jego postawą. Za tę akcję ratunkową należy mu się jakaś nagroda.
Rzeczywiście. Druh wdrapał się po drzewie na wysokość 15 metrów. To st. strażak Bogdan Radliński z zamojskiej PSP.