Na oczach dzieci, 15 metrów od ich domu, myśliwy zastrzelił karmiącą sukę. Nie trafił od razu. Nie zważając na protesty świadków dobił zwierzę.
W środę myśliwi urządzili w Majdanie Zahorodyńskim jatkę. Przyjechali uzbrojeni po zęby i zabrali się do zabijania wałęsających się psów. Mieszkańcy twierdzą, że w naganianiu zwierząt pomagali im strażacy ochotnicy z Siedliszcza. To oni mieli powiedzieć, że zlecenie wydał wójt.
– Nic takiego nie zrobiłem – zaprzecza Hieronim Zonik, wójt gminy Siedliszcze. – Nie wiedziałem w ogóle, że takie zdarzenie miało miejsce.
Lucyna Sado, lekarka z przychodni w Siedliszczu, widziała polowanie. – Strzelali do gromady psów w środku wsi – opowiada. – Nie przeszkadzało im, że patrzą na to dzieci, że wokoło są domy, że jeżdżą samochody. Po prostu je zamordowali.
Zdaniem lekarki nie wszystkie psy były bezpańskie. Trudno jednak powiedzieć, ile zwierząt padło od strzałów myśliwych i do kogo należały. Psy uciekły w pole i tam zginęły. Myśliwi uprzątnęli zwłoki. Suczka, którą dopadli we wsi, cztery tygodnie wcześniej się oszczeniła. Rodzina, która ją przygarnęła, będzie musiała teraz zaopiekować się siedmiorgiem szczeniąt.
– Zabił ją, ot tak. Pod samym domem – relacjonuje mężczyzna, który był świadkiem zdarzenia. – Krzyknąłem „Co zrobiłeś s...nu”, a on na to: „zabiłem sukę”.
O samowolce myśliwych powiadomiona została policja. – Policjanci wiedzą już do jakiego koła łowieckiego należy teren, pracują teraz nad ustaleniem tożsamości myśliwych, którzy strzelali. Wiemy, że zabito trzy psy, a strzelało dwóch myśliwych – mówi Jolanta Pastusiak, rzecznik chełmskiej policji.
W okolicach Majdanu Zahorodyńskiego działa Koło Łowieckie 36 „Przepiórka” z Cycowa. Niestety, nie udało nam się porozmawiać z przewodniczącym Zarządu Okręgowego PZŁ w Lublinie, do którego to koło należy. Dotarliśmy natomiast do myśliwego, który prawdopodobnie brał udział w strzelaninie. Nie zaprzeczył. Powiedział jedynie, że wszystko opowiedział policji i odłożył słuchawkę.
Zdaniem Dominika Wojtucha, łowczego okręgu PZŁ w Zamościu, myśliwi złamali prawo. Do wałęsających się psów mogli strzelać w odległości co najmniej 200 metrów od zabudowań. – Ale też nie bez powodu – mówi Wojtuch. – Tylko wtedy, gdy stwierdzą, że pies jest bezpański i czyni szkody w łowisku. •