Mieszkańca Zamościa rozłościli kontrolerzy Miejskiego Zakładu Komunikacji. Dlaczego? Uważa on, że wymuszają płacenie mandatów. Kontrolerzy raczej nie mają sobie nic do zarzucenia. No, może jedynie… niegrzeczność.
Joanna Budzyńska, zamojska radna miejska, była świadkiem tej sytuacji. - Dziewczyna trzymała bilety w ręku - zapewnia. - Była bezradna. Kontroler awanturował się i nie dał jej dojść do słowa. A kiedy podawała mu adres, to go rozwścieczyło.
Dlaczego? Bo adres był holenderski. Radna była zajściem oburzona.
- Kiedy próbowałam interweniować i jakoś pomóc tym ludziom, kontroler zapowiedział, że... wyrzuci mnie z autobusu - dziwi się radna Budzyńska. - Potraktował mnie fatalnie.
Między kontrolerem, a młodymi ludźmi doszło do słownych przepychanek. Sytuacja stała się napięta. W końcu pasażerom kazano wysiąść. Kontroler wezwał policje. Obcokrajowiec próbował coś tłumaczyć, ale "kanar” go nie rozumiał, bo mówił po angielsku.
- Kiedy przyjechali policjanci, zapewniali, że znają ten język, ale mówili do Holendra po polsku - dziwi się pan Stanisław. - I kontroler wypisał mandaty. Wysupłali pieniądze na jeden. Resztę mieli dopłacić później…
Gdy pan Stanisław się o zajściu dowiedział, postanowił interweniować. Wybrał się do prezesa MZK, był też u szefowej zamojskich kontrolerów. Dopiął swego. Prezes MZK go wysłuchał i przyznał rację. Mandaty zostały anulowane, a już zapłacone pieniądze oddano.
- Naprawdę pomogła nam radna, która z własnej inicjatywy zadzwoniła do prezesa MZK - mówi pan Stanisław. - Gdyby nie jej świadectwo, pewnie trudno byłoby nam cokolwiek udowodnić. Jednak takie praktyki kontrolerów powinny zostać ukarane i nagłośnione. To, co się wyprawia, jest po prostu wymuszaniem mandatów.
I nie jest to niestety odosobniony sygnał. - Weszłam do autobusu z kontrolerami - denerwuje się pani Joanna z Zamościa. - Miałam przygotowany bilet. Tyle, że natychmiast wyłączono kasowniki. Oburzające. Kontroler nie chciał słuchać tłumaczeń i wypisał mandat. W MZK w końcu go anulowali, ale… narażono mnie na stres. Zmarnowano też mnóstwo mojego czasu.
Co na to sprawcy zamieszania? Ewa Redka, szefowa zamojskiego oddziału firmy "Reflex” broni swoich pracowników.
- Mandaty były wypisane słusznie - podkreśla. - Holender i pani która z nim była, przejechali bez biletu jeden przystanek, a policja interweniowała, bo nie chciano im podać danych.
Dlaczego więc po interwencji prezesa MZK mandaty anulowano? - Bo zachowanie kontrolerów było niewłaściwe… Zawsze wątpliwości w takich sytuacjach rozstrzygamy na korzyść pasażerów - wyjaśnia Redka.