Sople na zamojskim Starym Mieście nie mają szans. Codziennie krążą tam silne ekipy pracowników miejskiego Zakładu Gospodarki Lokalowej z ogromnymi, kilkumetrowymi tyczkami. "Zbijają” lód nawet z lukarn dwupiętrowych budynków.
– Sople wyrastają z dachów jak grzyby po deszczu, a i to jest za bardzo dynamiczne porównanie – zapewnia 37-letnia mieszkanka kamienic przy ul. Pereca. – Dobrze, że są zbijane. Ale jeszcze bardziej niebezpieczne są śnieżnie, przemrożone czapy, które są na dachach. Z nimi niewiele da się zrobić. Zsuwają się na chodniki z całych połaci dachu.
Dlatego mieszkańcy Starego Miasta chodzą zimą po ulicach i staromiejskich zaułków z głowami uniesionymi w górę.
– Trzeba też nasłuchiwać charakterystycznych łomotów, bo zapowiadają one zsuwanie się z dachów śnieżno-lodowych czap – tłumaczy kobieta. – Mieszkańcy Starówki, właściciele sklepów i urzędnicy wiedzą o co chodzi. A turyści muszą uważać.