Przez dwie sesje jeden z radnych dopytywał się o "sprawę" restauratora Luigiego Tondelli. Marcin Zamoyski nabrał jednak wody w usta. Radny nie odpuścił. W poniedziałek znów zaczął prezydentowi wiercić dziurę w brzuchu. I to przyniosło efekty.
Przypomnijmy. Luigi Tondelli jest właścicielem restauracji "La Cantina” oraz pełni funkcję prezesa spółki "Lubet”. Stanęła ona do przetargu na dzierżawę remontowanej za pieniądze z UE, kamienicy przy Rynku Wielkim (tzw. Morandówki) i wygrała go.
Z projektu adaptacji budynku, który restaurator otrzymał z UM, wynikało że do zagospodarowania będzie ponad 1100 mkw powierzchni. Jednak gdy pomierzył piwnicę, okazało się, że "wyparowało” ok. 200 mkw!
Włoch domagał się tego, co było w pierwotnym projekcie. Jednak urzędnicy rozwiązali z nim umowę, ogłosili nowy przetarg i do kamienicy wprowadzili inną firmę.
Włoch szukał sprawiedliwości w sądzie. I wygrał w dwóch instancjach. Wyrok w lubelskim Sądzie Apelacyjnym zapadł 19 lutego. Nie pozostawia wątpliwości: kamienica ma wrócić do Włocha.
Miasto nie kwapi się do jej oddania. Dlatego Włoch przybył na marcową sesję i domagał się wydania kamienicy. Ujął się za nim Zagdański. Dopytywał się też kto poniesie koszty przegranego procesu (to ponad 10 tys. zł) i ewentualnego odszkodowania.
Prezydent Marcin Zamoyski uchylił się od odpowiedzi. Dlaczego?
- Bo oni próbowali się ze mną dogadać - mówi Luigi Tondelli. - Proponowali mi m.in. inną kamienicę przy rynku i miejsce w odremontowanym Nadszańcu. Jak? Bez przetargu? Nie chciałem z nimi rozmawiać. I już nie będę. Rozmowy chce ze mną prowadzić firma, która zajęła "Morandówkę”. To są przedsiębiorcy, z nimi rozmawiać można…Urzędnicy czekają na wynik rozmów. Tak czy owak, komornika zawiadomiłem.
Jednak na poniedziałkowej sesji przemówiła w tej sprawie wiceprezydent Iwona Stopczyńska.
- Ta sprawa ma charakter cywilny i to powód kreuje jej przebieg - tłumaczyła m.in. Zagdańskiemu. - Czekamy na stosowne wnioski. Możemy też wnieść o kasację wyroku. Zastanawiamy się jeszcze czy to zrobić. Natomiast… czy pan prezydent pokryje koszty? To dziwne pytanie. Ja zadam inne. Jeśli miasto w procesach wygrywa, czy pieniądze należą się wtedy prezydentowi?
Wszyscy wstrzymali oddech, ale… odpowiedzi się nie doczekali.