Jeśli nic się nie zmieni, w PKS-ach nie będzie miał kto siadać za kółkiem. Zamojski oddział przedsiębiorstwa bez skutku szuka chętnych do pracy.
O zamojskich busiarzach pisaliśmy już wielokrotnie. Nasi czytelnicy skarżą się, że pędzą na złamanie karku, łamią przepisy ruchu drogowego, upychają ludzi w pojazdach jak sardynki w puszkach i wielu jest źle wychowanych (przeklinanie i gadanie przez CB-radio jest na porządku dziennym). O patrolach policyjnych informują się m.in. przez telefony komórkowe. Pracownicy PKS-ów uważają, że busy to dla nich nieuczciwa konkurencja. Winią ich za złe czasy w PKS-ach.
- Jeżdżą brawurowo, podkradają nam z przystanków klientów i nie szanują własnych rozkładów jazdy - denerwuje się 40-letni kierowca. - Zatrzymują się gdzie popadnie. Jak przy nich zarobić? Kiedy zwracamy im uwagę, tylko się z nas śmieją.
Andrzej Skiba, dyrektor zamojskiego oddziału PKS przyznaje, że tylko w ostatnim miesiącu zwolniło się od niego aż czterech kierowców. Za braki kadrowe wini nie tylko busiarzy. - Kierowca zarabia u nas od 1 do 1,7 tys. zł brutto - mówi. - Nie możemy im dać więcej. Dlatego wolą pracę m.in. za granicą... A o stylu pracy tzw. busiarzy wolałbym nie mówić.
Zamojski PKS próbuje wybrnąć z kłopotu. Chce zatrudnić do pracy nawet emerytów i kobiety. Na razie chętnych brakuje. - Jest jednak nadzieja, że to się zmieni - mówi Skiba. - Szkolenia na kierowców autobusów odbywa teraz kilkanaście osób zarejestrowanych w urzędzie pracy. Jeśli chociaż połowa z nich trafi do nas to jakoś sobie poradzimy.
Właściciele prywatnych firm przewozowych i ich kierowcy nie uważają, że kłopoty PKS-u to ich sprawka. Nie przyznają się do tego, że łamią przepisy, a o braku kultury wśród prywatnych przewoźników nigdy nie słyszeli. - To pasażerowie wybierają środek transportu, jakim chcą podróżować - denerwuje się jeden z busiarzy. - Mamy wolny rynek i konkurencję. I dobrze. Widać, że jesteśmy sprawniejsi od PKS. Przynajmniej wozimy klientów, a nie... powietrze.