Szukają ich w opuszczonych budynkach, piwnicach i w ogródkach działkowych. Wskazują miejsca, gdzie mogą w cieple spędzić noc.
– To była młoda, 26-letnia dziewczyna – mówi Wiesław Gramatyka, komendant straży Miejskiej w Zamościu. – Stała w sklepie i nie chciała z niego wyjść. Bosa, bez ciepłej odzieży. Powiedziała, że jest spod Białegostoku. Znaleźliśmy jej ubranie i odesłaliśmy pociągiem do domu.
Tacy „migrujący bezdomni” zdarzają się w każdym mieście. Pół biedy jeszcze, jeśli są to mężczyźni. Przyjmuje ich bez problemu większość schronisk. Co innego kobiety. – Mamy kilka instytucji, które służą pomocą w ciągu dnia. Ale już po godz. 15 pojawia się problem – mówi Gramatyka. – Staramy się go rozwiązać wspólnie z pracownikami Centrum Pomocy Rodzinie. Chcemy ratować tych ludzi.
W Lublinie każdego bezdomnego, o ile się na to zgodzi, strażnicy odwożą do noclegowni. Jednak, jak mówi Robert Tylega, naczelnik oddziału Centrum SM, zdarza się, że następnego dnia znajdują ich w tym samym miejscu. Podobnie jest w Chełmie.
– Niektórzy wolą tzw. wolność, a w schroniskach trzeba poddać się pewnym rygorom – mówi Marek Kołtun, komendant chełmskiej Straży Miejskiej. – My nie możemy tych ludzi do niczego zmusić. To ich wybór.