– Nie jesteśmy już w stanie płacić rachunków, nie sięgając do własnych oszczędności. Rachunki za prąd i ogrzewanie – już za grudzień – są wyższe o około 50 proc. od tych w listopadzie, a to przecież nie koniec podwyżek – Rozmowa z Sylwestrem Iżowskim, współwłaścicielem sklepu z używaną odzieżą „Różana szafa” w Lublinie.
- Sklep otwieraliście w maju ubiegłego roku w bardzo dobrych nastrojach.
– Byliśmy przekonani, że pandemia jest doskonałym czasem na rozpoczęcie takiej działalności. Widzieliśmy, że sytuacja gospodarcza Polaków w większości się pogorszyła. Chcieliśmy wyjść im naprzeciw, umożliwiając zrobienie zakupów za rozsądne pieniądze. Sami jesteśmy wielkimi fanami ciuchlandów, odzieży vintage i idei zero weste.
- Minęło osiem miesięcy. Pandemia nie minęła. Inflacja szaleje, a więc ludzie wciąż narzekają na brak pieniędzy, a wy sklep zamykacie. Dlaczego?
– Bo nie jesteśmy już w stanie płacić rachunków, nie sięgając do własnych oszczędności. Rachunki za prąd i ogrzewanie – już za grudzień – są wyższe o około 50 proc. od tych w listopadzie, a to przecież nie koniec podwyżek. Doszło do sytuacji, w której za media musimy płacić więcej niż za wynajęcie lokalu. Do niedawna był to dla nas największy wydatek, bo działamy na 120 mkw.
- Działalność zakończycie na minusie?
– Jeśli będziemy mieli bardzo dużo szczęścia, to może wyjdziemy na zero.
- Na czym to szczęście ma polegać?
– Pierwsze szczęśliwe zdarzenie to podjęcie szybkiej decyzji o zamknięciu sklepu. Dzięki temu nie wpadniemy w spiralę długów za rachunki. Teraz wszystko zależy od tego, czy uda nam się towar sprzedać.
- Ile tego jest?
– Bardzo dużo. Odkąd otworzyliśmy sklep, towar podrożał o co najmniej 50 proc. Dlatego już w tamtym roku zainwestowaliśmy i kupiliśmy ubrania damskie, męskie i dziecięce na sezon wiosna-lato. W ilości, która pozwoliłaby nam nie kupować odzieży przez kolejne trzy miesiące.
- Teraz zostaliście z tym towarem. Jaki macie plan?
– „Różana szafa” będzie otwarta do 14 lutego. Do końca stycznia sprzedajemy wszystko po 3 zł za sztukę. Magazyn mamy pełny, więc na wieszaki codziennie trafia dużo nowości. W lutym cena dodatkowo spadnie. Jeśli sprzedamy cały towar, to zakończymy działalność bez dużych długów.
- Jakie emocje towarzyszą wam w związku z zamknięciem „Różanej szafy”?
– Jest smutno, ale nie poddajemy się. Otworzyłem niedawno studio fotograficzne i tam teraz będę pracował. To miejsce nawiązujące do tego, co robiłem w ciągu ostatniego roku, bo również stworzone w duchu zero waste. Do niego trafi też znak rozpoznawczy naszego sklepu: olbrzymia tablica z różami. Ze sprzedaży ubrań w całości nie rezygnuję. Sprzedawać będę je w internecie. To jednak zupełnie inna działalność. Ponieważ na dodanie ogłoszenia o każdej rzeczy: sfotografowania jej i opisanie potrzeba ok. 40 minut, ceny są niestety dużo wyższe niż w sklepie.