Władze Lublina zażądały więcej pieniędzy od sąsiednich gmin obsługiwanych podmiejskimi liniami autobusowymi. Nie wszyscy wójtowie zgadzają się na wyższe dopłaty, a efektem są cięcia w rozkładach jazdy i problemy z dowozem do Lublina.
Większy rachunek za wożenie ludzi dotyczy właściwie każdej z podmiejskich tras. – Pismo w tej sprawie skierowano do wszystkich gmin ościennych, z którymi gmina Lublin ma podpisane porozumienia – potwierdza nam Monika Fisz z Zarządu Transportu Miejskiego.
Wyjaśnijmy, że autobusy jeżdżą tylko do tych gmin, których wójtowie dopłacają do podmiejskich kilometrów. – Lublin nie może z tego tytułu ponosić kosztów czy osiągać zysków – wyjaśnia Fisz. Wpływy z biletów nie pokrywają kosztów kursów, więc różnicę dopłacają wójtowie. Dopłacają tym więcej, im mniej osób jeździ linią lub im więcej jeździ na gapę.
– Sytuacja epidemiczna postawiła całą branżę transportową w trudnej sytuacji i przyczyniła się do spadku wpływów z biletów, który w lubelskim systemie w roku 2020 wyniósł około 40 proc. w porównaniu do roku poprzedniego – wylicza Fisz. – Skutkiem tego była konieczność zwiększenia poziomu partycypacji gmin ościennych w kosztach funkcjonowania linii poza granicami miasta Lublin.
Szczególnie boleśnie odczuła to gmina Niemce. Przed pandemią wpływy z biletów pokrywały tu niemal połowę kosztów podmiejskich kilometrów, obecnie nie wystarczają nawet na jedną czwartą. – Gmina została zobowiązana do pokrycia 77 proc. kosztów, a nie 55 proc. jak to było dotychczas – przyznaje ZTM.
Wójt wspólnie z radą uznał, że to za drogo i zrezygnował z części kursów, pozostawiając te najbardziej obłożone. – Kursy autobusów były sukcesywnie ograniczane od początku 2021 roku – mówi Henryk Smolarz, zastępca wójta. Tłumaczy, że utrzymanie poprzednich rozkładów kosztowałoby gminę dwa razy więcej niż zaplanowany milion.
Na wyższe dopłaty z bólem godzi się gmina Wólka. Wcześniej wpływy z biletów pokrywały tu 42 proc. kosztów, dzisiaj już tylko 22 proc. W roku 2019 gminna kasa dopłacała rocznie do komunikacji prawie 821 tys. zł, w tym wyda aż 1,6 mln zł.
– Jest to niewątpliwie ogromne obciążenie dla budżetu gminy, co z pewnością spowoduje konieczność rezygnacji z bardzo ważnych inwestycji – przyznaje Edwin Gortat, wójt Wólki. – Na razie nie planujemy zmniejszenia ilości kursów na terenie naszej gminy, co nie oznacza, że w przyszłości nie będziemy musieli się poważnie zastanowić nad taką ewentualnością, przy założeniu aby odbyło się to z jak najmniejszą uciążliwością dla naszych mieszkańców.
W Niemcach postanowili działać na własną rękę. – Już wcześniej rozpoczęliśmy przygotowania do uruchomienia linii busowych – mówi Smolarz. – Przygotowywaliśmy się też do złożenia wniosku o dofinansowanie przewozów do wojewody. Wszystko po to aby nakłonić przewoźników do uruchomienia linii, które niestety są deficytowe. Obecnie obserwujemy ilu mieszkańców będzie regularnie korzystać z tych linii i ile osób będzie zainteresowanych wykupieniem biletów miesięcznych.
Co ważne, decyzja jednej gminy, potrafi rykoszetem uderzyć w mieszkańców innej. Zmiany wprowadzane przez Niemce odbiły się na rozkładzie linii 52 do Wólki. – To może powodować niezadowolenie mieszkańców, ale nie mamy na to wpływu – zastrzega Gortat.