Czy kryzys żyje własnym życiem. Niestety - żyje życiem ludzi, zazwyczaj je niszcząc. Kryzys finansowy rodzi często kryzys osobowości. Powoduje depresję. Czy można przed nią się bronić? A jeśli już nas dopadnie - czy można z niej wyjść? Czy może "sama przejdzie”?
- Na początku tego roku zmienił się prezes firmy, w której jestem zatrudniona - mówi Karolina pracująca w dziale marketingu dużego dewelopera - Zwolnił on blisko połowę pracowników. Ja wprawdzie zachowałam posadę, ale każdego dnia idę do pracy zaniepokojona, szczególnie że nasz dział odczuwa kryzys chyba najbardziej.
Doszło do tego, że bardzo źle sypiam, często się budzę w środku nocy, a czasem zdarza się wręcz, że wtedy płaczę. To straszne uczucie. Moja córeczka mało z tego rozumie, ale widzę, że bardzo to wszystko przeżywa. - kończy Karolina.
promocja
W wielu przypadkach niepewność jutra jeszcze silniej przeżywają mężczyźni. Czują oni ogromną presję wewnętrzną, wynikającą z poczucia odpowiedzialności za bliskich, ale także presję oceny przez środowisko. Za wszelką cenę chcą być postrzegani jako ludzie doskonale radzący sobie z przeciwnościami losu.
Obowiązek zapewnienia rodzinie materialnego bytu.
- Rola mężczyzny jako głowy rodziny jest bardzo silnie zakorzeniona w świadomości Polaków - wyjaśnia dr Sławomir Wolniak, ordynator Kliniki Leczenia Uzależnień Wolmed w Dubiu koło Bełchatowa. - To na nim, w powszechnym rozumieniu, spoczywa obowiązek zapewnienia rodzinie materialnego bytu.
Nic więc dziwnego, że dłuższa niepewność jest dla mężczyzny bardzo stresująca. Niekiedy może przerodzić się nawet w przewlekłe stany lękowe, które nie zawsze ustępują wraz z ustąpieniem powodujących je bodźców. Mówiąc wprost, lęki mogą się utrzymywać mimo tego, że obiektywne trudności już dawno minęły.
Kiedy świat się wali
Bywa, że przeczucia się sprawdzają i naprawdę tracimy posadę. Jest to bardzo silne przeżycie, zazwyczaj powiązane z poczuciem doznanej krzywdy lub z poczuciem winy, a niemal zawsze towarzyszy mu obniżenie samooceny. Psychologowie i psychiatrzy często spotykają się z podobnymi przypadkami. Jeden z nich opisuje Maria, żona pana Piotra:
"Od kiedy zwolniono męża z pracy, zrobił się nie do życia. Nie chce rozmawiać ani ze mną, ani z dziećmi. Do tego coraz więcej pije. Czy to depresja?"
Odpowiedź na pytanie, jakie zadaje pani Maria jest bardzo ważna, ale wcale nie oczywista. - Nie każde, choćby nawet bardzo bolesne, obniżenie nastroju jest depresją. Częściej, i prawdopodobnie tak jest w tych przypadkach, są to tak zwane zaburzenia adaptacyjne.
Według Klasyfikacji Międzynarodowej ICD 10 (International Classification of Diseases) by rozpoznać depresję, stan takiego obniżonego nastroju musi trwać co najmniej dwa tygodnie i spełniać inne, określone kryteria. To prawda, że zaburzenia adaptacyjne nasilone i długo nie leczone mogą do niej prowadzić, jednak właściwe działania podjęte odpowiednio wcześnie potrafią bardzo skutecznie pomóc wydobyć się z dołka.
Jak sobie radzić?
- Jeśli nie jest to żaden typ depresji, a jedynie silny, choć przemijający stan obniżenia nastroju, odnieść skutek mogą bardzo proste środki. - mówi ordynator kliniki Wolmed. - Najważniejszym z nich jest ruch, który powoduje wytwarzanie tak zwanych endorfin, czyli naturalnych substancji wspomagających dobre samopoczucie.
Dla przykładu - pan Piotr pracował dotąd fizycznie, a jego organizm przyzwyczaił się do tego. Wraz z utratą pracy, jego aktywność drastycznie spadła, a mózg ograniczył produkcję naturalnych "uszczęśliwiaczy", czyli endorfin. To jest dla jego ciała wielkim szokiem.
Drugim ważnym elementem jest światło. Upraszczając, im więcej go dociera do naszych oczu w dzień, tym lepiej się czujemy.
Łatwo wobec tego zrozumieć, dlaczego siedzący tryb życia w zamkniętym, a więc i ciemnym pomieszczeniu prowadzi do stanu apatii, który opisała pokrótce pani Maria. - wyjaśnia dr Wolniak.
Więcej ruchu
Pamiętajmy jednak, że jeżeli taka ruchowo-świetlna kuracja, najlepiej połączona z krótkim wyjazdem z domu, nie wyciągnie z bezczynności pogrążonej w apatii osoby, nie można pozwolić sobie na bagatelizowanie sprawy. Lekarze mówią jednym głosem: trzeba jak najszybciej udać się do psychologa lub psychiatry.
Należy przy tym pamiętać, że psycholog to po prostu doradca, a psychiatra jest takim samym lekarzem jak wszyscy inni. Krótko mówiąc, zna się na pracy mózgu, wobec czego umie leczyć jego dysfunkcje - tak jak kardiolog leczy serce, tak psychiatra leczy umysł.
Zadaniem psychologa jest pomoc w rozwiązywaniu zwykłych życiowych problemów, które mogą dotknąć każdego z nas, psychiatra natomiast może wspomóc taką terapię choćby małymi dawkami nowoczesnych, bezpiecznych leków. W krajach zachodnie Europy konsultacje z psychologiem czy psychiatrą są nie tylko powszechnie akceptowane, ale wręcz zalecane przez pracodawców. Nie ma w nich niczego wstydliwego, ponieważ tak zwana higiena psychiczna jest równie ważna, jak codzienna higiena ciała.