"Dusiciel” przyznaje, że pisać nie lubi, ale bloguje już czwarty rok. Blogerzy spod znaku Hipokratesa szczerzy są aż do bólu.
Blog - czyli po polsku internetowy pamiętnik. Jedni mówią o nim jako o zjawisku socjologicznym i fenomenie XXI wieku, inni, że to tylko chwilowa moda.
Anonimowość ośmiela
W sieci piszą przedstawiciele najróżniejszych profesji, także studenci i uczniowie. Blogi prowadzą politycy, dziennikarze, artyści, sportowcy, nauczyciele, prawnicy, lekarze, etc. Podpisują się własnym nazwiskiem lub pseudonimem. Akurat medycy wybrali anonimowość.
"Połamana babcia, palce pocięte piłą tarczową, dwudziestolatka ze złamaną miednicą po wypadku samochodowym i w końcu zaatakowany nożem taksówkarz z przedramieniem przeciętym do kości... I 2 godziny snu... Ehh... czemu ja nie zostałem lekarzem rodzinnym?” - pisał w kwietniu 2005 r. "Dusiciel”, któremu anonimowość pozwala na częste używanie słów powszechnie uznawanych za obraźliwe, na ujawnienie tego, że "kocha inaczej” i na inne, pikantne szczególiki z prywatnego życia.
Dziwię się natomiast autorce blogu "Ja doktor” (założyła pamiętnik w grudniu 2004 r.), że pozostaje anonimowa. "Chcę więc pisać, by za kilka lat zobaczyć, jak się zmieniam, czy to idzie w dobrym kierunku, czy ciągle jestem dobrym lekarzem, czy ciągle dobro pacjenta jest moim najważniejszym dobrem”. Chciałoby się zawołać: "Autor, autor...”
W takt poloneza
Pytany, co robi pomiędzy "Szpitalnikiem”, "Doktorem z alpejskiej wioski” , "formąprzetrwalnikową” czy "Dusicielem”, mówi: - Niestety, taka jest polska rzeczywistość. Łatwo kogoś szkalować, opluć, ale z przyznaniem się jest już gorzej. Dlatego autorzy blogów wolą się nie ujawniać. Ja nie mam się czego wstydzić. Nie wiedzę powodu, abym miał mówić o sobie źle. Chcę pisać tak, jak jest naprawdę. Występuję pod swoim nazwiskiem, podaję życiorys i przebieg kariery zawodowej, piszę o rodzinie, z której jestem bardzo dumny. Także o zwierzętach, które zaliczają się do rodziny.
Przedwojenne pamiętniki
Blogować zaczął w ubiegłym roku. 19 sierpnia 2008 r. pojawił się pierwszy wpis, zatytułowany "Czas poloneza zacząć” (trawestacja Mickiewiczowskiego wersu z Księgi XII "Pana Tadeusza”).
"(...) Mam nadzieję, że jako kardiochirurg sprostam oczekiwaniom czytelników bloga. Będzie on dotyczył spraw bieżących Kardiochirurgii 10. Wojskowego Szpitala Klinicznego w Bydgoszczy; operacji, konsultacji, nowych metod leczniczych i operacyjnych. Będę informował chorych, jak się z nami skontaktować i skorzystać z naszej pomocy. Zainteresowani dowiedzą się, jak wygląda operacja kardiochirurgiczna, ciekawi odkryją informacje na temat kardiochirurgii (...)”.
Tak, to jest reklama
Trzeba być uczciwym w stosunku do chorych, którzy czekają na rzetelną informację, bo chcą jak najwięcej wiedzieć o kardiologii, kardiochirurgii, o "tajemniczych” operacjach serca.
Przyznaje, że nie zagląda do innych lekarskich blogów. - Nawet nie wiedziałem, że tyle ich jest. W zasadzie w ogóle nie czytam innych pamiętników. Wyjątkiem jest blog mojego przyjaciela Józefa Herolda. Zaglądam również na stronę Magdy Umer.
Warto tam wchodzić.
Cieszy się, że jego strona jest często odwiedzana. - Było już ponad 3900 wejść.
Znajomi mówią, że to sporo.
Czy chce poszerzyć zakres poruszanych tematów? - To nie jest blog prywatny, nie opisuję w nim swoich wrażeń, myśli, etc. Nie temu on służy. Potwierdzam, że mój blog to także reklama oddziału. Jeszcze wiele osób nie wie, że w szpitalu wojskowym może się leczyć każdy, kto tego zapragnie. To nie jest placówka tylko dla "mundurowych”.
Elektroniczny pamiętnik
Od osobistych tematów jednak nie ucieknie. - Na pewno będę chciał teraz napisać o zmarłym w styczniu tego roku prof. Marianie Śliwińskim. To był mój szef, wielki przyjaciel, mentor. Razem budowaliśmy kardiochirurgię w szpitalu im. Jurasza. To będzie właśnie prywatna sprawa na blogu.