Brak zaleceń profilaktycznych i zachęt do szczepienia – to obraz pandemii koronawirusa odkąd rząd ogłosił, że wirus jest już tak samo groźny jak grypa. Tymczasem z powodu Covid-19 wciąż w Polsce umierają ludzie. Medycy skarżą się nawet na brak leków, które wcześniej były łatwo dostępne.
3852 osoby zakażone koronawirusem, 31 zgonów, z czego 6 wyłącznie z powodu Covid-19. To dane z wczoraj, 25 sierpnia 2022 roku. Równo rok temu, 25 sierpnia 2021 roku zakażeń było 234, a zgonów tylko 6. Tak samo jak teraz był środek lata. Tylko, że rok temu testy na koronawirusa były na wyciągnięcie ręki. Teraz może je zlecić tylko lekarz w przychodni lub szpitalu. Ile naprawdę osób w tej chwili zaraża się koronawirusem, tego nawet nie da się oszacować.
– Od chwili kiedy przeszliśmy na nowy system, w województwie lubelskim na oddziałach zakaźnych mamy 248 łóżek. 209 dla osób dorosłych i 39 dla dzieci. Na dziś (wtorek – red.) zajętych łóżek mamy 135. Ale dobra wiadomość jest taka, że żadni pacjenci nie korzystają z łóżek respiratorowych. Dlatego sytuacja z tym wariantem koronawirusa jest kompletnie nieporównywalna do momentów, kiedy pacjentów na oddziałach zakaźnych mieliśmy nawet po 1600 – uważa Lech Sprawka, wojewoda lubelski. – Jeżeli nie dojdzie do zwiększenia zjadliwości wirusa, to uważam że nawet ewentualna duża skala zakażeń nie spowoduje problemów w lecznictwie szpitalnym.
Ale specjaliści ostrzegają, że może być inaczej. – Osoby, które śledzą statystyki z innych krajów, wiedzą, że tylko w ubiegłym tygodniu w Stanach Zjednoczonych było 15 tysięcy zgonów z powodu tego rzekomo łagodnego Omikronu. Dlatego na pewno nie można go lekceważyć. Tymczasem u nas sprawa została zamieciona pod dywan. Jeśli się o niej nie mówi tak często jak wcześniej, to niektórzy uważają, że problemu nie ma – mówi prof. Agnieszka Szuster-Ciesielska z Katedry Wirusologii i Immunologii UMCS.
– Pamiętajmy o tym, że Polska jest jednym z nielicznych krajów, gdzie ten trend wzrostowy jeśli chodzi o zakażenia się utrzymuje. Fala lipcowa przetoczyła się przez Europę i w większości krajów liczba zakażeń spada, a u nas cały czas rośnie – mówi prof. Krzysztof Tomasiewicz, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych SPSK 1 w Lublinie.
To, że zakażeń jest dużo widać po testach osób, które trafiają do szpitali z jakiegokolwiek powodu.
– Pacjenci, którzy mają ciężkie inne choroby, np. nowotworowe, czy układu krążenia, nagle po teście okazuje się, że są dodatni. Oficjalnie regulacji dotyczących kwarantanny, czy izolacji już nie ma, więc szpitale zdarza się, że nie chcą tych pacjentów przyjmować i często są oni kierowani do oddziałów zakaźnych. A w ich przypadku to nie zawsze Covid jest największym problemem, tylko problemem są te inne choroby. To na pewno komplikuje sytuację – uważa prof. Tomasiewicz.
Brak zaleceń i zachęt do szczepień
– W dalszym ciągu przechodzimy falę letnią i te zakażenia, o których mówią lekarze są jej efektem. Rozumiem, że latem przebywamy częściej na powietrzu, ale w dalszym ciągu jednak spotykamy się w większych grupach np. w galeriach handlowych i tam ten wirus jest przekazywany. Dlatego uważam, że już dawno powinno być takie zalecenie, aby w środkach komunikacji miejskiej, czy sklepach nosić maseczki. Już nie mówię o obowiązku, ale chociaż o zaleceniu. To by jednak ludziom uświadomiło, że w dalszym ciągu jesteśmy w trakcie pandemii – uważa prof. Agnieszka Szuster-Ciesielska.
Niedawno o tym, że nakaz noszenia maseczek może jesienią wrócić mówił wiceminister zdrowia Waldemar Kraska. – Bardzo możliwe, że obowiązek zakrywania ust i nosa będą miały osoby z grupy wrażliwej, czyli powyżej 60. roku życia – powiedział w Polsat News. Nie ma jednak konkretów kiedy ewentualne obostrzenia mogą się pojawić. Innych restrykcji raczej nie ma się co spodziewać, choćby dlatego, że ich powrót z pewnością spotkałby się z protestami.
– Trzeba oddzielić życzenia i preferencje społeczeństwa od tego, co jest dobre dla jego zdrowia. Od państwa należałoby oczekiwać działania, które można by porównać do zachowania rozsądnego rodzica nie pozwalającemu dziecku jeść słodycze przed śniadaniem. Należy postępować z myślą o tym, co jest najlepsze dla zdrowia na poziomie indywidualnym, społecznym i systemu opieki zdrowotnej – mówi prof. Szuster-Ciesielska.
– Jesteśmy troszeczkę zdumieni tym, że zupełnie już w tej chwili nie mówi się o szczepieniach i profilaktyce. Na świecie jednak u pacjentów, zwłaszcza tych wrażliwych, czy podatnych na ciężki Covid, stosuje się różne formy profilaktyki, a u nas się o tym nie mówi – uważa prof. Tomasiewicz.
Omikron łagodniejszy, ale bywa i groźny
– Dochodzą do mnie głosy od lekarzy o zajmowaniu coraz większej części łóżek przez pacjentów Covidowych i to pacjentów, którzy mają problemy z oddychaniem. Nie należy się temu dziwić, bo poziom wyszczepienia społeczeństwa polskiego nie przekroczył 60 procent. Tylko 35 procent przyjęło dawkę przypominającą, a jeszcze mniej drugiego boostera (czwartą dawkę – red.), bo dopiero od niedawna jest ona dostępna. A wiadomo, że odpowiedź na wirusa maleje z czasem i jest duży odsetek społeczeństwa, któremu upłynął już termin sześciu miesięcy lub nawet więcej od drugiego szczepienia. Te osoby stają się bardzo wrażliwe na zakażenie koronawirusem. Wersja Omikron rzeczywiście daje łagodniejsze objawy, ale musimy spojrzeć na skalę. Jeśli zachorowań jest dużo, to tym samym liczba hospitalizacji i zgonów też będzie większa, co najlepiej obrazują statystyki z zachodnich krajów, gdzie jeszcze się je prowadzi, w przeciwieństwie do nas – mówi prof. Agnieszka Szuster-Ciesielska.
Profesor Krzysztof Tomasiewicz, do którego Kliniki Chorób Zakaźnych przy ulicy Staszica trafiają najpoważniej chorzy potwierdza, że wciąż zdarzają się przypadki ciężkiego Covidu. – Ich nie ma zbyt wielu w tym momencie, zazwyczaj te objawy są dokuczliwe, ale raczej niegroźne dla życia pacjentów, ale czasami mamy pacjentów, którzy trafiają do nas w poważnym stanie, z ciężkim zapaleniem płuc. I wymagają tlenoterapii wysokoprzepływowej.
Gdzie są leki?
Pomagający chorym na Covid-19 borykają się z coraz trudniejszą dostępnością do leków przeciwwirusowych. – Poza jednym lekiem podawanym dożylnie, tych doustnych praktycznie nie mamy. Leki były dotychczas dystrybuowane przez Rządową Agencję Rezerw Strategicznych, tak samo jak szczepionki. Ale kiedy ogłoszono koniec epidemii w Polsce, to dystrybucja się skończyła i tych leków po prostu nie ma. Nie jestem od tego, żeby mówić, co trzeba w tej sprawie robić, ale leki jednak poprawiają rokowanie pacjentów, zwłaszcza tym z ryzykiem ciężkiego Covidu i one powinny być dostępne – mówi Krzysztof Tomasiewicz.
Jego zdaniem, najwyższy czas żeby rządzący się tym tematem poważniej zainteresowali. – Nawet jeżeli ta fala obecna się przetoczy, to za chwilę będziemy mieli jesień i wydaje się, że ten czas już taki prosty nie będzie. Chcielibyśmy wiedzieć na czym stoimy. Na razie mamy zapowiedzi Ministerstwa Zdrowia, wierzymy że one będą realizowane, ale dla części pacjentów te leki doustne czy kwestia profilaktyki potrzebna jest już teraz.