Najpierw lekarz zdiagnozował liszaj, potem grzyb, a następnie półpasiec – skarży się pacjentka jednej z lubelskich przychodni, która zachorowała na boreliozę. To nie jedyna ofiara systemu teleporad, które w czasie pandemii zastąpiły wizyty w lekarskich gabinetach.
– Przez ponad dwa tygodnie korzystałam z teleporad u lekarza rodzinnego, któremu wysyłałam zdjęcia charakterystycznego rumienia, który miałam na klatce piersiowej. Lekarz najpierw zdiagnozował liszaj i przypisał leki. Kiedy rumień się zaognił, stwierdził, że to grzyb – opowiada pacjentka jednej z lubelskich przychodni. – Kiedy w końcu dostałam się do dermatologa, już osobiście, ten stwierdził, że to półpasiec. Pojawił się jednak silny ból i trafiłam na SOR przy Kraśnickiej, a potem na oddział neurologii, gdzie w końcu zdiagnozowano boreliozę. Teleporady w niczym mi nie pomogły, wręcz doprowadziły do pogorszenia mojego stanu. Opóźniły też właściwe leczenie, a przy boreliozie czas ma ogromne znaczenie – podkreśla .
Pacjenci się skarżą
Takich pacjentów jest więcej, o czym świadczą m.in. skargi do Rzecznika Praw Pacjenta. Od marca do końca czerwca na infolinię zgłoszono ponad 40 tys. sygnałów, z czego 1175 dotyczyło teleporady. Ta liczba może być niedoszacowana, bo nie każdy niezadowolony pacjent taką skargę składa.
Tak jak nie każdy oceniał teleporadę w telefonicznej ankiecie NFZ (ankieterzy dzwonili do pacjentów od 6 lipca). NFZ chwali się, że 80 proc. badanych jest z teleporady u lekarza rodzinnego zadowolona.
Tymczasem najwięcej skarg do Rzecznika Praw Pacjenta - 621 - dotyczyło właśnie podstawowej opieki zdrowotnej.
– Na początku zgłoszenia dotyczyły problemów z zapewnieniem świadczenia w formie konsultacji telefonicznej. Od maja zaczęły pojawiać się zgłoszenia dotyczące uniemożliwiania bezpośredniego kontaktu z lekarzem i sprowadzanie leczenia do teleporady – mówi Marzanna Bieńkowska z biura Rzecznika Praw Pacjenta. I dodaje: – W maju takich zgłoszeń zanotowano 49, w czerwcu - 71.
Rzecznik zaapelował do szefów placówek medycznych, by nie stosowali telemedycznych rozwiązań z automatu.
Lekarze dostali furtkę
– Teleporady mają sens, ale w ograniczonym zakresie. O ile ten pomysł sprawdził się u pacjentów, którzy podejrzewali u siebie zakażenie koronawirusem, o tyle w innych przypadkach zaczęło to iść w nie do końca dobrym kierunku – uważa Grzegorz Pietras, wiceprezes Lubelskiej Izby Lekarskiej. – Teleporady są szczególnie przydatne u pacjentów z chorobami przewlekłymi, umożliwiają np. przedłużenie zwolnienia lekarskiego czy wypisanie recepty. Są jednak sytuacje, kiedy kontakt osobisty jest niezbędny. Na przykład stomatologom czy ortopedom trudno jest udzielić pomocy przez telefon.
Lekarze dostali furtkę, z której chętnie korzystają. Choć nie zawsze w uzasadnionych przypadkach.
– Spotykamy się ze skargami pacjentów na takie nadużycia. Niekiedy są one błędami organizacyjnymi, a czasem wymagają interwencji rzecznika odpowiedzialności zawodowej – przyznaje Pietras.
Wygoda czy konieczność?
– W całej Polsce lekarze rodzinni udzielają dziennie ok. 400 tys. teleporad. Gdyby nie ta forma kontaktu lekarza z pacjentem, nie bylibyśmy w stanie przyjąć nawet połowy tych osób. Gabinety nie są przystosowane, nie mamy też wystarczająco dużo środków ochrony osobistej – przekonuje z kolei Tomasz Zieliński, prezes Lubelskiego Związku Lekarzy Rodzinnych-Pracodawców. – Biorąc pod uwagę liczbę teleporad i liczbę skarg możemy mimo wszystko stwierdzić, że nie był to zły pomysł.
Jak przyznaje, nie jest tajemnicą, że na teleporady „przerzuciła się” większość lekarzy.
– Takie są też wytyczne resortu zdrowia. Pamiętajmy, że bardzo dużo spraw, z którymi zgłaszają się do nas pacjenci nie wymaga osobistego kontaktu. Zarzuca nam się wygodę i może faktycznie do niektórych lekarzy dostęp osobisty jest utrudniony – mówi Zieliński. – Z drugiej jednak strony, nie zawsze ocena pacjenta jest właściwa. Niedawno miałem pacjentkę, która strasznie narzekała, bo od chirurga usłyszała, że nie przyjmie jej osobiście, bo to nie jest jeszcze moment na takie leczenie i powinna poczekać. Okazało się, że faktycznie na tym etapie wystarczyło leczenie u lekarza rodzinnego.