Dostali przydział na mieszkanie komunalne, w którym musieli przeprowadzić generalny remont. Wydali oszczędności i zaciągnęli kredyty. Po czym poinformowano ich, że kamienica nie nadaje się już do zamieszkania i mają się wyprowadzić.
Rodzina Rzeszotów po przeprowadzeniu się do przydzielonego przez miasto mieszkania komunalnego rozpoczęła jego gruntowny remont. – Wszystkie nasze oszczędności i kredyt poszły w to mieszkanie. Łazienka była w bardzo złym stanie. Stała w niej stara, malutka wanienka, na ścianach były stare poubijane kafelki. W kuchni i na podłodze położone były płyty OSB. Do tego stare drzwi i ściany w opłakanym stanie. To, co zrobiliśmy, to nie był remont, to była właściwie budowa mieszkania – przekonuje Dorota Rzeszot. – Kiedy skończyliśmy już remont, przyszła radość, że mamy takie miejsce dla naszej rodziny, taki azyl – dodaje pani Dorota.
Wykwaterowanie lokatorów
Wkrótce po remoncie lokatorzy dowiedzieli się, że zostaną wykwaterowani. Zgodnie z oceną stanu technicznego, kamienica nie nadaje się do mieszkania. – Poczułam się oszukana. Myślałam, że ludzie, którzy zajmują jakieś stanowiska urzędnicze, to ludzie kompetentni. Nie powinno dojść do takiej sytuacji, żeby wskazywać komuś mieszkanie do remontu. Okazało się, że w tym czasie, kiedy wykonywaliśmy remont, było już wiadomo, że mieszkańcy będą z tego budynku wysiedleni – mówi pani Dorota.
Rodzina mieszkała w lokalu zaledwie przez rok od podpisania umowy najmu. – Potem dostaliśmy zawiadomienie z urzędu miasta o wykwaterowaniu z tego budynku – mówi pani Dorota. I dodaje: – Pismo dostali wszyscy lokatorzy.
Decyzja urzędników zaskoczyła rodzinę Rzeszotów. Przygotowanie mieszkania do użytkowania pochłonęło spore środki. – Dostaliśmy protokół szacowanych robót – to było około 55 tys. zł. Kredyt na 80 tys. spłacam do dzisiaj – mówi kobieta. – To był kredyt długoterminowy i teraz rata jest bardzo wysoka – dodaje Marek Rzeszot.
Wbrew szacunkom, wydatki na remont mieszkania znacznie przekroczyły zakładaną kwotę. Wymiana instalacji, piec grzewczy, podłogi, wyposażenie kuchni i łazienki oraz opłaty za wymagane atesty znacząco nadszarpnęły budżet rodziny. Dodatkowym obciążeniem stała się rata zaciągniętego kredytu. W efekcie wykwaterowania rodzina otrzymała od miasta mieszkanie zamienne. Mieszkanie okazało się jasne i przestronne, jednak również wymagało remontu.
Zwrot pieniędzy?
Zgodnie z zapisami umowy najmu przygotowanej przez urzędników miejskich - rodzinie Rzeszotów, po opuszczeniu poprzedniego lokalu, przysługiwał zwrot pieniędzy wydanych na remont. Tymczasem lokatorzy zderzyli się z odmową urzędników co do zwrotu środków.
– W umowie o remont jest zapis w paragrafie 15, że po zakończeniu najmu i opróżnieniu lokalu przyszłemu najemcy, przysługuje zwrot poniesionych kosztów – cytuje pani Dorota. I dodaje: - Dostałam z urzędu zgodę na zwrot tych pieniędzy. Jest to kwota 47,2 tys. zł i na taką kwotę czekałam. Ale po dwóch tygodniach od tego pisma dostałam odmowę, bo ktoś zadecydował, że jednak nie dostanę zwrotu. Stwierdzili, że dostałam następne mieszkanie.
Jak to możliwe, że urzędnicy zapomnieli o wcześniejszych uzgodnieniach? Czy niedostosowanie się do umowy można nazwać niefortunną koincydencją? – Są pięcioletnie przeglądy. I ten wykazał, że budynek jest w bardzo złym stanie, również w elementach konstrukcyjnych – tłumaczy Katarzyna Galewska, rzecznik spółki Wrocławskie Mieszkania. – Taka opinia powinna się pojawić zanim państwo Rzeszot rozpoczęli remont – zwróciła uwagę reporterka. – Z tego co wiem, to gmina przedstawiła państwu Rzeszot pięć czy sześć propozycji lokali zamiennych – mówi Katarzyna Galewska. – To po co jest zapis w umowie remontowej, że zostaną mi zwrócone koszty, nakłady jakie poniosłam? – pytała urzędniczkę pani Dorota. – Pani jest beneficjentem gminy, bo korzysta pani z lokalu gminnego w innej lokalizacji. I ten najem trwa – stwierdza rzeczniczka spółki.
„Działania gminy godzą w zasadę przyzwoitości i uczciwości”
– W mojej ocenie działania podejmowane dotychczas przez gminę godzą w elementarne zasady, przede wszystkim przyzwoitości i uczciwości. Państwo Rzeszot funkcjonują jako najemcy w obrocie gospodarczym, jako słabszy podmiot układu – wskazuje adwokat Patrycja Chabier. I dodaje: – trzymali oni umowę o remont, nie jest tak, że sami ją przygotowali, stąd moje kompletne niezrozumienie działania gminy, która w mojej ocenie bezpodstawnie odmawia zwrotu nakładów. Wstąpienie w nową umowę najmu nie powoduje, że tamte roszczenia przepadają.
Stres związany z remontem mieszkania oraz problemami urzędowymi odbił się na zdrowiu państwa Rzeszot. Pani Dorota leczy się neurologicznie. Pan Marek - emerytowany motorniczy Wrocławskich Tramwajów - także przeżywa zaistniałą sytuację. –Działy się ze mną różne sytuacje, na przykład mdlałam. Musiałam biegać po lekarzach. Co chwilę przyjeżdżało pogotowie. Okazało się, że to wszystko jest na tle nerwowym – mówi pani Dorota. I dodaje: – ama pracowałam w urzędzie. Mamy piątkę dzieci, ale nigdy nie korzystaliśmy z pomocy państwa czy z MOPS-u. Sami radziliśmy sobie w życiu.
Mimo że sprawa odmowy zwrotu poniesionych przez rodzinę kosztów remontu mieszkania trafiła do sądu, o zainteresowanie się sprawą długu poprosiliśmy wiceprezydenta miasta.
– Doszło do sytuacji, w której z różnych przyczyn, nie wgłębiając się, nie powinno dojść. Państwo Rzeszot zostali poproszeni o opuszczenie lokalu, który na swój koszt wyremontowali, to jest wystarczający argument do tego, żeby złożyć państwu Rzeszot dodatkowe propozycje, bo sytuacja jest nietypowa – mówi Sebastian Lorenc, wiceprezydent Wrocławia.
– Zleciłem dogłębną analizę tej sprawy, bo jest mi przykro, że znalazło się to w sądzie. Państwo Rzeszot powinni przyjąć lokal wyremontowany przez nas i nie byłoby żadnego problemu. Zrobimy wszystko, żeby zamknąć to jak najszybciej – deklaruje wiceprezydent.