Hojną premię za sromotną przegraną w referendum przygotował prezydent Krzysztof Żuk deweloperskiej spółce.
Ci, którzy w plebiscycie głosowali na NIE, dostaną kolejne blokowisko z nibynaturalistycznym pseudoparkiem. Ich 23 tys. głosów prezydent właśnie przepuścił przez niszczarkę. Tym samym jego zapewnienia o partycypacyjnym modelu zarządzania miastem okazały się pustym sloganem. Tak samo należy odczytać 21 tez samorządowych, które niedawno Żuk wraz z innymi prezydentami podpisał z okazji 30. rocznicy częściowo wolnych wyborów. A znalazły się w nim punkty mówiące m.in. o prawie społeczności lokalnej do decydowania o przyszłości swojej małej ojczyzny; skutecznej ochronie środowiska, walce ze smogiem czy wreszcie o konieczności ochrony krajobrazu i przestrzeni publicznej. “Jedynym organem nadzoru dla samorządów w kwestiach lokalnych są mieszkańcy, którzy powinni być jak najszerzej włączeni w proces współdecydowania o sprawach małych ojczyzn” - czytamy w 21. tezach. Prawda, że pięknie brzmi? Tylko gorzej z realizacją.
Bo „kompromis”, jakim ma być umowa miasta z deweloperem, został zawarty bez udziału tych, którzy bronili górek. Deal 700-lecia stał się faktem, a prezydent nie zawahał się przyłożyć ręki do bezpowrotnego zniszczenia jednej z najcenniejszych enklaw zieleni w mieście. Całość poszła gładko, sprawnie i po cichu, bez niepotrzebnego rozgłosu i publicznych debat. To modelowy wręcz przykład lekcji PR. Po pierwsze trudny temat, jakim były górki czechowskie, trzeba było załatwić na początku kadencji, bo za 4,5 roku może już mało kto będzie o tym pamiętał. Po drugie – czas: studium trafiło do biura Rady Miasta około godz. 19 w środę, przed Bożym Ciałem, kiedy większość lublinian zaczynała się cieszyć długim weekendem. A potem w piątek, kiedy mało kto też zaprzątał sobie głowę jakimiś miejskimi tematami, prezydent ogłosił sukces, przedstawiając umowę z deweloperem. Są w niej nawet przewidziane wielomilionowe kary – zapewnił Krzysztof Żuk, podkreślając, jak to miasto świetnie się zabezpieczyło. Ale jak wygląda w praktyce efektywność i szybkość egzekwowania kar przez Ratusz, wystarczy prześledzić przypadek spółki Arkady, która pod nosem prezydenta przez lata nie była w stanie wybudować podziemnego parkingu.
W czwartek ostateczny wyrok na górki wydadzą radni z prezydenckiego klubu. Szef każe – radny musi. Poza tym przewaga nad opozycyjnym PiS-em jest tak duża (7 głosów), że niektórzy członkowie klubu Żuka, szczególnie z dzielnic położonych przy górkach, mogą sobie nawet pozwolić na ekstrawagancję w postaci wstrzymania się od głosu. Tak dla picu, żeby dobrze to wyglądało przed wyborcami. Coś w stylu Wałęsowskiego “Jestem za, a nawet przeciw”. A potem wszyscy rozjadą się na wakacje i temat przycichnie.
Ci, którzy do piątku mieli nadzieję, że górki czechowskie można uratować, mogą się jeszcze wybrać na spacer, żeby zapamiętać, jak wygląda ten przepiękny, nienaruszony przez lata zakątek Lublina. W czwartek radni Krzysztofa Żuka przyklepią jego zabetonowanie. Prezydent już im wskazał, po czyjej stronie powinni stanąć. On stanął tam, gdzie stoją deweloperzy.
>>> Przeczytaj także: Prezydent Lublina za blokami na górkach czechowskich, czyli jak Krzysztof Żuk dogadał się z deweloperem