Udziałowcy od sierpnia planowali upadek pierwszej i jedynej polskiej taniej linii lotniczej – Air Polonii.
a w poniedziałek formalnie ogłosiła bankructwo, na lodzie zostało 53 tysiące pasażerów.
Jeszcze w lipcu nic nie zapowiadało takiej katastrofy. Prezes Jan Litwiński chwalił się, że w pierwszym półroczu firma miała 1,2 mln zł zysku. Samoloty latały pełne – sprzedawano średnio 9 na 10 miejsc. Dyrektor finansowy firmy Rafał Kliś mówi, że wszystkie pieniądze poszły na bieżące wydatki: paliwo, pensje dla załóg, raty leasingowe.
Z dokumentów, do których dotarła „Gazeta Wyborcza” wynika, że udziałowcy co najmniej od sierpnia planowali upadek firmy. Podpisali wtedy umowy, dzięki którym mieli wyprowadzić majątek
Air Polonii do innej spółki – Air Polonia LCC. W „starej” Air Polonii miały zostać jedynie długi – ponad 26 mln zł. W nowej spółce pojawiłby się inwestor – irlandzko-jor-dański fundusz Crescent.
Najbardziej poszkodowani byliby wierzyciele – porty lotnicze, firmy paliwowe i leasingujące samoloty bo „stara” Air Polonia
nie miałaby z czego oddać, a „nowa” nie miałaby obowiązku spłacać nie swoich długów. Pasażerowie pewnie nie odczuliby zmiany właściciela.
Plan nie wypalił. Właściciele Air Polonii pokłócili się. Trzech z nich chciało sprzedać swoje udziały Irlandczykom. Jednak czwarty udziałowiec sprzeciwił się. Inwestor nie chciał dłużej czekać. Wycofał się, nie dając pożyczki.
Czy wierzyciele i pasażerowie Air Polonii mają jeszcze szansę na odzyskanie pieniędzy? – Wszystko jest wydane, kasa spółki jest pusta – mówi jej dyrektor finansowy.