Piłkarze Motoru udanie zakończyli sezon 2011/12. W sobotę lublinianie wygrali z Resovią Rzeszów 3:2 i ostatecznie zajęli piąte miejsce w lidze. Awans przeszedł koło nosa, ale na osłodę pozostał tytuł króla strzelców dla Igora Migalewskiego.
Do awansu zabrakło im sześciu "oczek”. Gdyby Motor wcześniej zdecydował się dokonać roszady na ławce trenerskiej to kto wie, czy w sobotę nie świętowałby promocji na zaplecze ekstraklasy. Ale ten sezon i tak trzeba zapisać na plus, bo po raz pierwszy od paru lat "żółto-biało-niebiescy” nie spadają z ligi.
Na sobotni mecz do Lublina, ośmioma autokarami, przyjechało z Rzeszowa 400 kibiców, którzy od początku głośno dopingowali swoich piłkarzy. Kibice Motoru nie pozostawali w tyle i atmosfera na trybunach, gdzie w sumie zasiadło ok. 2 tys. osób, była znakomita.
Rzeszowianie od początku często gościli na połowie Motoru i zaskakiwali strzałami Mateusza Oszusta.
Po kilku nieudanych próbach, w 33 min wreszcie dopięli swego. Michał Ogrodnik po indywidualnej akcji minął Sergio Batatę oraz Iwana Dikija i strzelił po długim rogu.
Resovia prowadziła 1:0, ale tuż przed zejściem do szatni lublinianie przeprowadzili wreszcie składną akcję i po dośrodkowaniu Damiana Falisiewicza Damian Szpak wpakował piłkę pod poprzeczkę doprowadzając do remisu.
W przerwie, widząc co się dzieje, kibice zastanawiali się czy posadzenie na ławce Dawida Ptaszyńskiego, Daniela Koczona i Radosława Kursy było dobrym pomysłem. W drugiej połowie okazało się jednak, że i bez trójki doświadczonych graczy Motor jest w stanie pokazać dobrą piłkę.
Najpierw w zamieszaniu podbramkowym najlepiej odnalazł się Igor Migalewski dając gospodarzom prowadzenie 2:1, a potem wynik podwyższył Piotr Prędota. W koncówce Resovia złapała jeszcze kontakt po golu rezerwowego Dariusza Frankiewicza, ale na tym się skończyło.
Motor Lublin – Resovia Rzeszów 3:2 (1:1)
Bramki: Szpak (43), Migalewski (50), Prędota (68) – Ogrodnik (33), Frankiewicz (80).
Motor: Oszust – Falisiewicz, Styżej, Karwan, Dikij, Prędota, Batata (66 Pyda), Popławski, Niżnik (89 Kursa), Migalewski, Szpak (56 Czułowski).
Resovia: Pietryka – Chrabąszcz, Bogacz, Domoń, Sulkowski (81 Góra), Ogrodnik, Nikanowicz, Juszkiewicz (68 Frankiewicz), Kwiek (66 Szkolnik), Hajduk, Ciećko.
Żółta kartka: Batata (M).
Sędziował: Artur Ciecierski (Warszawa).
Widzów: 2000.
Trenerzy o meczu
– Pierwsza połowa w naszym wykonaniu była bardzo słaba. Resovia grała to, co my mieliśmy grać i co sobie założyliśmy. Praktycznie to nic nie funkcjonowało jak powinno. Wszystko było o dwa tempa za późno. Wyglądało to tak, że grał jeden zespół, a drugi się przyglądał. Dopiero po tej bramce na 1:1 trochę się obudziliśmy. Druga połowa dobrze się dla nas zaczęła i uważam, że 20, nawet 30 minut zaczęliśmy grać tak jak sobie założyliśmy. Trochę wzmocniliśmy środek, zagraliśmy w innym ustawieniu i to przyniosło efekt. W końcówce cofnęliśmy się niepotrzebnie i Resovia to wykorzystała. Mieliśmy im nie pozwolić grać piłek do skrzydeł. Niestety, taka akcja poszła i końcówka była nerwowa, ale wygraliśmy. Nie wiem, czy zasłużenie, ale fajnie, że tak się stało.
Marcin Jałocha, Resovia
– Było to dobre widowisko z obu stron. Mecz był na pewno ciekawy, padło w nim dużo bramek. Na zakończenie sezonu spotkały się dobre zespoły i pokazały, że naprawdę potrafią grać w piłkę. Jeżeli ma się przeciwnika na łopatkach to trzeba go dobić. W pierwszych 45 minutach strzeliliśmy bramkę, mogliśmy jeszcze drugą i trzecią, a wtedy na pewno nie przegralibyśmy tego meczu. Nie zrobiliśmy tego, wręcz przeciwnie. Pozwoliliśmy żeby Motor zdobył dwa gole po naszych kardynalnych błędach. Takich bramek nie można tracić, bo jeżeli tak jest to rywal dostaje wiatru w żagle i tak było właśnie w tym spotkaniu. Po dwóch trafieniach Motoru to my znaleźliśmy się na łopatkach i przez pierwsze piętnaście minut drugiej połowy nie wiedzieliśmy jak się podnieść. Dziękuję zespołowi, że w końcówce udało mu się to i strzeliliśmy bramkę na 3:2. Niestety zabrakło już czasu żeby ten mecz zremisować.
Policja blokowała, kibice stali
– To jest jakieś chore, dlaczego nie możemy wejść na stadion, przecież mamy bilety – oburzali się fani Motoru stłoczeni przed kordonem kilkudziesięciu uzbrojonych po zęby policjantów.
Dopiero na kilka minut przed godz. 17 mundurowi pozwolili im przejść. Część fanów spóźniła się jednak na mecz, bo nie zdążyła w ciągu kilku minut kupić biletów i przejść kontroli ochrony.