Rozmowa z Agnieszką Wawer, psychologiem z Opola.
- Najprościej? To uczucie, które powoduje, że dwoje ludzi chce być ze sobą. Nie tylko cieszyć się wspólnym szczęściem, ale też pokonywać wspólnie trudności, na jakie napotkają w życiu.
- Zaczyna się od zakochania. Co ono z nami robi?
- Poddajemy się szaleństwu. Zakochanie zakłada nam na oczy różowe okulary. W tych barwach widzimy nie tylko ukochaną osobę, ale cały świat. Wszyscy wokół wydają się nam uśmiechnięci, milsi, wszystko zaczyna nam się układać. Zakochanie sprawia, że dwojgu ludziom zaczyna zależeć na sobie. Po latach trwania związku wspomnienie tego stanu, może być ważnym motywem, który spaja, powoduje, że kiedy związek zaczyna się wypalać, zaczynamy o niego walczyć.
- Zakochany człowiek stara się nieba przychylić obiektowi swych uczuć.
- Nowe uczucie sprawia, że wszystko wydaje się fascynujące i atrakcyjne. To, co było rutyną teraz nabiera blasku nowości - wyjścia do kina czy do restauracji, romantyczne spacery. Na tym etapie ludzie nastawieni są na pokazywanie siebie z jak najlepszej strony. On przynosi jej kwiaty, potrafi godzinami wystawać pod oknem. Ona jest dla niego zawsze piękna i w dobrym humorze. Na początku wszystko zmierza do tego, by być razem i cieszyć się z tego.
- To nie trwa wiecznie.
- To tak, jak z deserem. Nawet ten najpyszniejszy po pewnym czasie przestaje tak samo smakować. W pewnym momencie to, co było interesującą nowością staje się nieco monotonne, a życie przestaje być różowe i odsłania różne problemy. Wciąż jesteśmy gotowi nieba przychylić partnerowi, ale też do głosu zaczynają dochodzi nasze własne potrzeby i wyobrażenia o byciu razem. Zauważamy, że nasz partner nie jest żadnym ideałem, tylko normalnym człowiekiem. Zaczynamy mierzyć się z codziennością, np. z tym, że on nie zawsze ma czas, by zadzwonić, a jej zdarza się mieć zły dzień, kiedy niekoniecznie ma ochotę na towarzystwo. Wtedy kończy się święto, a zaczyna codzienność.
- Specjaliści obliczyli, że zakochanie trwa dwa, w najlepszym razie cztery lata. A co potem?
- To zależy od tego, co tych dwoje łączyło. Jeśli tylko powierzchowna fascynacja, fakt, że ktoś spełniał nasze oczekiwania, to nie jest to coś, na czym można budować związek. Z drugiej strony 3-4 lata to bardzo dużo. W tym czasie zaczyna się już tworzyć wizja wspólnego życia. Będąc wciąż w stanie zakochania, ludzie w tym czasie rozwiązują różne sprawy, mierzą się z codziennością, konfliktami. Jeśli w fundamencie związku była chęć zrozumienia drugiej osoby, czerpanie nie tylko dla siebie, ale gotowość na pewne poświęcenia - i jeśli jest to obustronne - to taka para ma szansę zbudować coś trwałego.
- Nawet na całe życie?
- Kiedy popatrzymy na związki trwające kilkadziesiąt lat i te osoby mówią, o łączącej je miłości, to na pewno nie mają na myśli stałej euforii. Miłość to budowanie wspólnie życia. Zakochanie jest tylko etapem miłości. Do szczęście nie jest nam potrzebne odczuwanie motyli w brzuchu przez 24 godziny na dobę.
- Młodzi ludzie najczęściej pobierają się na etapie zakochania. Partner zostaje zdobyty, zakontraktowany. Co zrobić, by miłość się rozwijała? Co zrobić, by nie wyłożyć się na pierwszej przyziemnej przeszkodzie, jaką może przynieść życie pod jednym dachem?
- Ważna jest świadomość, że miłość nie polega na tym, że cały czas wszystko się dobrze układa. Kiedy podejmuje się decyzję o małżeństwie po kilku miesiącach znajomości, gdy zakochanie jest jeszcze bardzo silne, to zdecydowanie szybciej może nastąpić bolesne zderzenie z rzeczywistością. I wtedy nie dość, że już jesteśmy "zakontraktowani”, to jeszcze szybko zaczyna odsłaniać się kurtyna i odkrywa, że życie jest.. zwykłe. Na pewno lepiej podejmować decyzję o małżeństwie po 3-4 latach, kiedy już nie działamy tak bardzo pod wpływem zakochania, a partner jest sprawdzony w różnych sytuacjach. Wiemy, w czym możemy na niego liczyć, czego się po nim spodziewać. To, co pozwala przetrwać miłości, to przekonanie że życie szczęśliwe nie polega na tym, że nie ma problemów, ale na gotowości i umiejętności ich rozwiązywania. Bo problemy są potrzebne. Każdy problem może być dla związku motorem do rozwoju. Ważne jest czy potrafimy rozmawiać o tym, czy zechcemy usłyszeć partnera z jego oczekiwaniami, czy też będziemy przed problemami uciekać, udawać, że wszystko jest dobrze, a kłopoty zamiatać pod dywan. Wtedy trudniej jest okazywać miłość. Jak nie pozwolimy sobie na powiedzenie, co nas boli, to będzie w nas zalegało, powodowało narastanie uczucia rozczarowania wobec partnera. A takiej osobie trudno okazywać uczucie.
- Miłość często porównuje się do rośliny, która trzeba podlewać i pielęgnować, by nie uschła.
- To oczywiste. Jeśli nam na czymś zależy, to musimy o to dbać. Miłość, jej stałość, wymaga nieustannego zaangażowania ze strony dwóch osób. Trzeba myśleć, zwracać uwagę, zachowywać czujność na potrzeby drugiej osoby. Zadawać sobie pytanie: czego on, ona by chciała. Trzeba pamiętać o ważnych datach, rocznicach, trzeba czasem gdzieś razem wyjść, tylko we dwoje, by odpocząć od codziennych problemów i cieszyć z bycia razem.
- Kiedy różowe okulary idą w kąt, zaczynamy dostrzegać partnera w całej krasie - także jego wad. Np. "artystyczny nieład”, jaki on tworzył wokół siebie, kiedyś nas rozczulał, a teraz wkurzają rozrzucone skarpetki. Jak kochać faceta, który rozrzuca skarpetki po pokoju?
- Rzecz w tym, że kiedy problemy w związku się nawarstwiają, to mamy tendencję, by dostrzegać głównie to, co negatywne. Widzi się wtedy skarpetki, bałagan. Jak ona powiem mu o tym, to on urażony odbije piłeczkę i zarzuci jej, że stała się nieatrakcyjna, przestała dbać o siebie. To powoduje, że oboje wpadają w zaklęte koło krytyki. Nie chodzi o to, by nie zwracać uwagi na negatywy, ale też by umieć docenić partnera. Każdy człowiek daje z siebie więcej, gdy jest chwalony i doceniany. Każdy chce być zrozumiany, a to można okazać, mówiąc o pozytywach. Warto więc pomyśleć, ile dobrego dajemy sobie nawzajem. To pozwala przywrócić równowagę i budować dalsze wspólne życie.
- Życie składa się z drobiazgów, a my często nie doceniamy ich wagi we wspólnym życiu. Ot, kwiatek wręczony bez okazji, czuły liścik zostawiony rano w kuchni.
- To bardzo ważne. Ale jeszcze ważniejsze jest to, by sobie codziennie mówić: kocham cię. Mówimy to dzieciom, ale sobie w pewnym momencie przestajemy. A przytulanie się, czy chodzenie za rękę? Nie ma osób za starych na to, by trzymać się za rękę na mieście. To są drobiazgi pokazujące, że myślimy o drugiej osobie, że chcemy być blisko, że jest ona ważna. Uśmiech, przytulenie, zapytanie, jak minął dzień - to są dla miłości "czynności higieniczne”.
- Co jest największym wrogiem miłości?
- Niespełnione oczekiwania, a raczej strach przed mówieniem o nich. Kiedy zaczynamy gromadzić swoje urazy, wtedy nie pozwalamy sobie na przeżywanie jakichkolwiek uczuć. Gdy nie mówimy partnerowi, że czegoś chcemy, albo że coś jest nie tak, to on żyje w nieświadomości, że nie spełnia naszych oczekiwań. A jak ma się zmienić, jeśli jest przekonany, że wszystko dobrze się układa? Jeśli uznamy, że małżeństwo "zaklepało” nam partnera na zawsze i przestajemy o niego dbać, to taka postawa może zabić miłość.
- Czy to dobrze, że są Walentynki, święto miłości?
- Dobrze, że jest taki dzień, bo on przypomina, że o miłość trzeba dbać. Codziennie. I cieszyć się, że jest się razem.
Rozmawiała Iwona Kłopocka-Marcjasz