Na taki telefon ze szpitala czeka 31-letni Marcin Chrzanowski z Lublina. Teraz cztery razy dziennie sam sobie robi dializę w domu. Tak uwiązany żyje od kilku lat.
Tryb życia pana Marcina jest podporządkowany chorobie. O pracy mowy nie ma. Nadzieją na normalne życie jest przeszczep nerki. - Jestem zakwalifikowany do transplantacji - mówi mężczyzna. - Teraz trzeba tylko czekać, aż znajdzie się dawca.
Takich jak on jest w Klinice Nefrologii Szpitala Klinicznego nr 4 w Lublinie ponad setka. Jedni przychodzą na dializy sztuczną nerką co drugi dzień. Inni robią sobie dializy otrzewnowe w domu. - Przeszczep jest najlepszą metodą leczenia - mówi dr Iwona Baranowicz z kliniki.
Chociaż transplantacja narządów jest akceptowaną przez Kościół katolicki metodą ratowania życia, aż 60 proc. polskich pacjentów z niewydolnością nerek umiera. Lista potrzebujących wydłuża się. I wydłużyła jeszcze bardziej w tym roku z powodu złej atmosfery powstałej wokół transplantologii. Wywołało ją zatrzymanie warszawskiego lekarza, któremu zarzucono korupcję i zabójstwo. Liczba przeszczepów spadła, ponieważ zabrakło dawców. Policja zaczęła patrzeć na ręce wszystkim lekarzom. Choć - jak podkreślają chirurdzy - w pobieraniu i przeszczepianiu narządów niemożliwe są przekręty. Wszystko jest obwarowane szczegółowymi procedurami. Lekarz nie działa w pojedynkę lecz komisyjnie.
Aby pomóc polskiej transplantologii w podniesieniu się z zapaści, Dziennik Wschodni razem z innymi gazetami wchodzącymi w skład grupy Media Regionalne rozpoczął akcję "Nie zabieraj organów do nieba”. Codziennie piszemy o przeszczepach. W piątek wydrukujemy deklarację wyrażającą zgodę na pobranie naszych organów w przypadku śmierci. Należy ją podpisać i nosić przy sobie razem z dowodem osobistym.