ROZMOWA Z Przemysławem Żmudą, piłkarzem Motoru Lublin
• Przemysław Mierzwa powiedział ostatnio, że nie dostajecie premii meczowych. Tymczasem, kiedy przed rozpoczęciem sezonu podpisywaliście umowy jeszcze z prezes Agnieszką Smreczyńską-Gąbką, to właśnie premie miały być główną częścią waszego wynagrodzenia.
– Dostaliśmy niskie kontrakty, bo większe pieniądze miały być do podniesienia z boiska. Niestety, jedno nam obiecywano, a co innego dostajemy. Pieniądze nie są niby najważniejsze, ale bez nich ciężko utrzymać rodzinę.
• To chyba kiepska motywacja do walki o punkty.
– Musimy mobilizować się sami. Robimy to, bo chcemy, żeby Motor utrzymał się w II lidze.
• W meczu z Jeziorakiem straciliście zwycięstwo w ostatnich minutach. Może się okazać, że tych dwóch punktów zabraknie w ostatecznym rozrachunku.
– Straciliśmy dwa ważne "oczka” i już ich nie odzyskamy. Wierzę jednak, że nie pociągnie to za sobą bolesnych konsekwencji. Do końca sezonu zostało jeszcze osiem spotkań. Możemy zdobyć wiele cennych punktów. Jestem optymistą i wierzę, że się utrzymamy.
• W sobotę głupią czerwoną kartkę dostał Rafał Kycko. Mieliście o to do niego pretensje?
– To młody zawodnik. Zagotował się i wyleciał za głupotę. Jestem przekonany, że wyciągnie odpowiednie wnioski i w przyszłości nie popełni już podobnych błędów. Ja osobiście nie mam do niego żalu.
• Pozytywnie zaskoczyli za to kibice. Po raz pierwszy od dawna z ich ust nie było słychać przekleństw, tylko żartobliwe sformułowania, jak: "Zawsze i wszędzie policja niedobra będzie”, "Sędzia kalosz” czy "Lato! Co? Motyla noga!”.
– Również byłem mile zaskoczony, a nawet dumny z kibiców. Taki doping był nam niezwykle potrzebny. Jak się okazuje, można stworzyć fantastyczną atmosferę na trybunach bez rzucania mięsem. Na pewno zapamiętam spotkanie z Jeziorakiem na długo, właśnie przez zachowanie naszych fanów. Marzę, żeby kulturalny doping stał się standardem.
• Myśli pan, że taka zmiana podejścia fanów pozytywnie wpłynie na frekwencję na trybunach?
– Jeżeli to nie tylko jednorazowy przebłysk, to jestem przekonany, że tak się stanie. Na nasze spotkania mogą wreszcie zacząć przychodził całe rodziny z dziećmi. Bo właśnie w taki sposób tworzy się wizerunek klubu. A jeżeli ten będzie pozytywny, to pojawią się inwestorzy, sponsorzy. Futbol w Lublinie można jeszcze odbudować.