Zrobimy konkurs ofert. Warunki ustawimy tak, że pan wygra
- powiedział Wojciechowi Łyszkowskiemu urzędnik
z Głubczyc. Przedmiotem konkursu jest... 14-letnia Sylwia wychowywana przez rodzinę od 8 lat.
- A co będzie, jak ktoś zaproponuje opiekę nad dziećmi tańszą o 200 złotych? Odbiorą nam córki i oddadzą komuś innemu na wychowanie? - pyta pani Bożena Łyszkowska. Dla dziewczyn - najukochańsza mama. Jedyna, jaką mają i jedyna, jaką znają.
- Jeśli robimy przetarg, to gdzie zdeponować przedmiot przetargu do czasu jego rozstrzygnięcia? - pyta ironicznie pan Wojciech. Ironia jest dla niego jedyną formą obrony przed urzędniczą bezdusznością. I, co tu kryć, nieraz ślepotą.
Bożena i Wojciech Łyszkowscy od 10 lat prowadzą jedyny na Opolszczyźnie rodzinny dom dziecka i wychowują siedmioro dzieci (pięciorgu z nich dali nawet swoje nazwisko). W zeszłym roku dowiedzieli się, że wskutek zmiany przepisów po 1 stycznia 2005 r. nie będą mogli tego robić na dotychczasowych zasadach, gdyż nowelizacja ustawy o pomocy społecznej odebrała osobom fizycznym prawo prowadzenia rodzinnych domów dziecka. Jedyne wyjście - powołać stowarzyszenie lub fundację.
- Kosztowało nas to wiele wysiłku, ale założyliśmy stowarzyszenie Bona Familia, które prowadzi nasz dom dziecka. Uwinęliśmy się sami z wszystkimi formalnościami - opowiada Łyszkowski. - Ale czekała nas jeszcze druga przeprawa: wynegocjowanie umów ze starostami czterech powiatów, z których pochodzą nasze dzieci. Teraz każdy powiat musi płacić za swoje dziecko, wcześniej pieniądze szły z budżetu państwa.
Niespodziewanie po 1 stycznia - gdy zaczęły się negocjacje co do stawek - okazało się, że jest problem. Przepisy są niejednoznaczne, a ich interpretacja bywa skrajnie różna.
W styczniu udało się bez kłopotu podpisać umowę ze Starostwem Powiatowym w Opolu. Pozostałe starostwa, choć muszą kierować się tymi samymi przepisami, uznały, że nie można podpisać takich umów.
Projekt umowy z Łyszkowskimi podpisał w styczniu starosta prudnicki. Ale umowy nie ma. Przyblokowała ją pani skarbnik. Uznała, że musi być konkurs ofert i że nie ma możliwości przekazania stowarzyszeniu pieniędzy. W Głubczycach konkurs ofert jest przeszkodą, której nie da się ominąć.
- Taki konkurs to nic innego jak przetarg. Można go ogłaszać, gdybym chciał wziąć z terenu Głubczyc dziecko na wychowanie - podkreśla Łyszkowski. - Wtedy można byłoby się zastanawiać, czy zaproponowałem dobrą stawkę, czy ktoś da lepszą. Ale nie można robić przetargu na dziecko, które ja wychowuję od 8 lat. To jest kontynuacja opieki, zmienił się tylko podmiot finansujący. Od stycznia nie dostałem na czworo dzieci ani grosza, a przecież muszę je żywić, kupować leki. Jak wygram konkurs ofert, to w marcu dostanę pieniądze, które powinienem mieć w styczniu!
- Konkurs ofert na dzieci to brzmi strasznie. Łyszkowscy spełnili wszystkie warunki, a urzędnicy zaspali i nie zrobili tego w porę. Moim zdaniem teraz należy przyjąć, że mamy do czynienia z kontynuacją opieki i podpisać umowy - mówi Halina Osińska, wicedyrektor wydziału polityki społecznej w Opolskim Urzędzie Wojewódzkim.