Piłkarze lubelskiego Motoru najprawdopodobniej pojadą na sobotni mecz z GKP Gorzów Wielkopolski.
W środę piłkarze lubelskiego pierwszoligowca odmówili wyjścia na popołudniowy trening. Zapowiedzieli też, że rozważają rezygnację z wyjazdu na spotkanie w Gorzowie.
– To nie był strajk, tylko akt desperacji. Jesteśmy w takim położeniu, że nasze rodziny nie mają co jeść, nie mamy na normalny byt.
Nie wiemy jeszcze, czy pojedziemy na sobotni mecz. Musimy się nad tym zastanowić – mówi Przemysław Żmuda, kapitan lubelskiej drużyny.
– Ciężko jest wyjść na mecz, czy trening, myśląc o tym, jak zapłacić rachunki, czy załatwić bieżące sprawy – dodaje pomocnik Marcin Syroka.
– Niektórzy mówią, ze gdyby były wyniki, znalazłyby się pieniądze. Nie wierzę w to. Trzy lata temu wywalczyliśmy awans, ale sytuacja w klubie nie uległa poprawie.
- Uszanuję każdą decyzję piłkarzy. Rozumiem ich desperację, ale jako wychowawca nie pochwalam tej formy protestu. Postaram się nakłonić ich do wyjazdu. Jeżeli będzie trzeba, zabiorę do Gorzowa juniorów – zapowiada trener Motoru Bogusław Baniak.
Z dramatycznej sytuacji zdaje sobie sprawę zarząd klubu.
– Przykro mi jako prezesowi, że nie mogę płacić piłkarzom. Płynność finansową straciliśmy dawno temu. Dłużej nie damy rady prowadzić klubu jako stowarzyszenie. Jeżeli wkrótce nie przekażemy go spółce akcyjnej, to ostatni będzie musiał zgasić światło – kwituje prezes Grzegorz Szkutnik.
Światełkiem w tunelu jest możliwość ściągnięcia inwestora, który w przeszłości wspierał polską piłkę. – Wszystko zależy od tego, czy miasto nam pomoże i spełni oczekiwania potencjalnego sponsora. W najbliższym czasie zorganizujemy spotkanie w tej sprawie – kończy Szkutnik.