![AdBlock](https://cdn01.dziennikwschodni.pl/media/user/adblock-logos.png)
![](https://cdn01.dziennikwschodni.pl/media/news/2025/2025-02/6aecfa85452d2a58458b4eb33bd49a26_std_crd_830.jpg)
To miało być spełnieniem marzeń młodych, lubelskich alpinistów. Himalaje i zdobycie dziewiczych szczytów. Dla Zbigniewa Stepka i Andrzeja Grzązka była to niestety wyprawa po śmierć. Zginęli. O tej tragedii – o czym nie każdy wie - przypomina znany utwór Budki Suflera „Cień wielkiej góry”.
![AdBlock](https://cdn01.dziennikwschodni.pl/media/user/adblock-logos.png)
Góry wysokie, co im z Wami walczyć każe?
Ryzyko, śmierć, tutaj wszystko nie jest ważne
Największa rzecz, swego strachu mur obalić
Odpadnie stu, lecz następni pójdą dalej!
To fragment piosenki, którą znają miliony Polaków. Nie każdy jednak wie, że za tymi słowami kryje się tragedia z 1973 roku. Tekst napisał Adam Sikorski, historyk i autor tekstów z pierwszych płyt Budki Suflera, a przy okazji przyjaciel Zbigniewa Stepka, poety i lubelskiego radiowca. Sikorski długo nie mógł pogodzić się z tragiczną śmiercią swojego przyjaciela, którego pasją była wspinaczka, a celem zdobywanie coraz to nowych szczytów. Stepek pochodził z Rzeszowa.
Na KUL-u skończył polonistykę. Przez ponad dwadzieścia lat uprawiał taternictwo. To była jego pasja. Tak samo jak radio i literatura. Był autorem słuchowisk radiowych i szefem redakcji literackiej Radia Lublin. Już na studiach wstąpił do Klubu Wysokogórskiego. Wspinał się m.in. w Tatrach, Alpach, Rumunii. W 1969 roku kierował lubelską wyprawą w Ałtaj Mongolski, w trakcie której zdobył dwa dziewicze szczyty, nazwane przez wyprawę Lublin (3450 m) i Wielka Jurta (3750 m). Ciągnęło go w góry. Nawet jak przyjeżdżał w Tatry w nocy, to od razu chciał iść na nocną wyprawę. Góry miał w swoim sercu.
Na początku lat 70. wpadł na niezwykle ambitny plan: chciał zdobyć dziewicze szczyty Himalajów Zachodnich z wierzchołkami oznaczanymi jako CB12 (6252 m) i CB13A (6180 m). Znalazł dwunastu podobnych mu pasjonatów i w 1972 roku zaczął pierwsze przygotowania do tej wyprawy. Jego zapał i entuzjazm zaraził innych. Jak zwykle w takich przypadkach największym problemem były pieniądze. To nie była tania wyprawa. Lubelski alpinista nigdy jednak nie zwątpił, że mu się nie uda jej zorganizować. Chodził po zakładach pracy, spotykał się z dyrektorami, mówił o tym dużo w lubelskich mediach, a że jego charyzma i zawsze promienny uśmiech otwierał wszystkie drzwi, to dopiął swego.
Jak wspomina jego przyjaciel, żeby mieć pieniądze na wymarzoną wyprawę, sprzedał wszystko z domu, co dało się spieniężyć. Na spełnienie marzeń pasjonatów wspinaczki składało wiele lubelskich zakładów i nie tylko. Były to m.in. konserwy, specjalistyczny sprzęt, który przygotowali nawet robotnicy świdnickiej Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego. W sumie było to ok. dwóch ton ekwipunku. Dostali też wsparcie finansowe z Wojewódzkiego Komitetu Kultury Fizycznej i Turystyki, a Centrala Farmaceutyczna – znany Cefarm – zaopatrzył ich w niezbędne lekarstwa. Wyprawa była dopięta niemal na ostatni guzik. Przynajmniej od strony finansowej.
Niektórzy doświadczeni alpiniści uważali jednak, że wyprawa niesie ze sobą ogromne ryzyko. Zwracali uwagę, że okres przygotowawczy do podjęcia tak wymagającej eskapady trwał stanowczo za krótko. Te obawy podzielił nawet Zarząd Główny Klubu Wysokogórskiego i nie wydał na nią
oficjalnej zgody. To jednak nie powstrzymało śmiałków. Grupa po kilku tygodniach męczącej podróży dotarła na miejsce. Mieli zgodę indyjskich władz na działania w najwyższym zakolu rzeki Chandry w pobliżu miejscowości Batal. Celem był 6-tysięcznik oznaczony jako CB12. Wszystko przebiegało zgodnie z planem. Tragedia wydarzała się 17 sierpnia. Zbigniew Stepek wchodził na 400-metrowy lodospad. Towarzyszył mu inny lublinianin – Andrzej Grzązek, lekarz wyprawy, absolwent lubelskiej Akademii Medycznej. Gdy zaczęli schodzić, ruszyła lawina. Nie mieli najmniejszych szans. Obydwoje w ciągu kilku sekund zginęli pod tonami spadających brył lodu. Ich ciał nigdy nie odnaleziono. Dopiero dwa tygodnie po tej tragedii trafiono jedynie na czekan Grzązka. Tragicznie zmarłych himalaistów upamiętniono tablicą na lubelskim cmentarzu przy ulicy Lipowej.
W pobliżu lawiniska Batal w Himalajach, gdzie zginęli, upamiętniono także ich śmierć – ich nazwiska i data śmierci widnieje na jednym z himalajskich głazów. Po 35 latach od tych tragicznych zdarzeń, w 2008 roku, śladami tragicznej himalajskiej wyprawy z 1973 roku, podążyli członkowie Medycznego Klubu Turystycznego.
"Ten cień wielkiej góry, który zawisł nad losem mojego uśmiechniętego przyjaciela, nade mną wisiał przez cały czas. Jakoś nie mogłem się pogodzić, że tak dobrzy, tak wspaniali ludzie, tak gwałtownie odchodzą, że dzieje się coś, co jest dla mnie krzywdą niepowetowaną, bowiem miałem w pamięci ten mój dług życiowy, który nauczył mnie stawiać radiowe kroki" — opowiada na swoim kanale YouTube Andrzej Sikorski. I wciąż pyta: „co wam każe iść w te góry i co wam każe z nich nie wracać”...
![e-Wydanie](https://cdn01.dziennikwschodni.pl/media/public/dziennikwschodni.pl/e-wydanie-artykul.png)