W sobotę Azoty Puławy rozegrają spotkanie rewanżowe II rundy Pucharu EHF z Handball Esch. W Luksemburgu będą bronić trzybramkowej zaliczki
Awansuje zwycięzca dwumeczu, a decyduje większa liczba zdobytych punktów. Przy ich równej liczbie rozstrzyga lepsza różnica bramek. Jeżeli i ta jest jednakowa, premiowany jest zespół który rzucił więcej bramek na wyjeździe. W pierwszym spotkaniu w Puławach górą byli gospodarze, zwyciężając 31:28.
Spotkanie rewanżowe będzie zdecydowanie trudniejsze. Wybiegana, szybka drużyna polskiego trenera Andrzeja Gulbickiego momentami przejmowała inicjatywę i była wymagającym przeciwnikiem. Dość długo utrzymywał się rezultat remisowy, a jeśli puławianie prowadzili to jedną, maksymalnie dwoma bramkami. Kołowy Moritz Barkow był najskuteczniejszym zawodnikiem przyjezdnych, zdobywając dziewięć bramek. Po pięć trafień mieli na koncie rozgrywający Martin Muller i Christian Bock.
– Nie ma powodów do niepokoju. W pierwszym spotkaniu wygraliśmy, jesteśmy na plus trzy bramki i z nadziejami jedziemy na mecz rewanżowy – mówi Piotr Pezda, drugi trener Azotów. – Naszym celem w tej rundzie jest wygranie obu spotkań pucharowych. Jedziemy do Luksemburga po drugie zwycięstwo.
– Możemy jedynie żałować, że w końcówce meczu w głupi sposób straciliśmy dwie bramki. Zupełnie inaczej byłoby gdybyśmy przegrali różnią jednego trafienia – zauważa szkoleniowiec Handball Esch Andrzej Gulbicki. Były zawodnik Wisły Płock może być zadowolony z postawy swoich podopiecznych. Nie zmienia to faktu, że w dalszym ciągu to Azoty są faworytem dwumeczu z nami. Być może przed pierwszym spotkaniem zespół z Puław trochę nas zlekceważył. Odbiło się to na wyniku i nastrojach wśród gospodarzy.