
Rewanż za porażkę z pierwszego meczu? Jest. Rehabilitacja za ostatnie spotkanie z Lechem? Też jest. Motor zrealizował swoje plany na „świąteczną” kolejkę i w sobotę ograł w Łodzi Widzew 2:1.

Nie był to wielki mecz w wykonaniu drużyny Mateusza Stolarskiego. Nie raz i nie dwa w tym sezonie beniaminek zasługiwał jednak na więcej, a musiał przełknąć gorzką pigułkę. Tym razem częściej przy piłce był Widzew, a do tego gospodarze byli groźniejsi. Punkty pojechały jednak do Lublina.
W pierwszej fazie meczu z dobrej strony pokazał się Gasper Tratnik, który odważnymi wyjściami uprzedzał rywali. Zwłaszcza w siódmej minucie mogło być groźnie. Gdyby golkiper został w bramce, to pewnie Lubomir Tupta znalazłby się w sytuacji sam na sam.
W 21 minucie goście wywalczyli rzut rożny, ale zamiast zagrozić bramce Widzewa, sami o mały włos nie stracili gola. Szybka kontra trzech na trzech zakończyła się dobrym strzałem Kamila Cybulskiego. Do pełni szczęścia zabrakło centymetrów, bo Motor uratował słupek. Tuż po dwóch kwadransach obie ekipy miały swoje szanse.
Najpierw Samuel Mraz „uruchomił” na skrzydle Jacquesa Ndiaye. Po dograniu Senegalczyka wzdłuż bramki Samuel Kozlovsky wybił jednak piłkę. Za chwilę pod drugą bramką znowu czujny był Tratnik. Najpierw znowu w dobrym momencie wyszedł z bramki. Szkoda tylko, że za chwilę podał pod nogi rywala. Peter Therkildsen próbował strzelać z połowy boiska jednak stanowczo za lekko.
Niedługo później Filip Wójcik huknął w krótki róg, ale Rafał Gikiewicz był na posterunku. W 39 minucie kolejny korner przyjezdnych znowu zakończył się kontrą trzech na trzech. Tym razem fatalnym podaniem zepsuł ją jednak Fran Alvarez.
Jeżeli już zanosiło się w Łodzi na gola, to raczej dla Widzewa. Tymczasem w 41 minucie Sergi Samper zagrał w pole karne, a tam Ndiaye był szybszy od rywala. Kozlovsky zahaczył skrzydłowego, a sędzia nie miał wątpliwości, żeby wskazać na „wapno”. Doskonałej sytuacji nie zmarnował Bartosz Wolski, dzięki czemu niespodziewanie, to Motor wyszedł na prowadzenie. W końcówce ważną interwencję zaliczył Herve Matthys, który uprzedził wślizgiem Alvareza.
Od początku drugiej połowy miejscowi ruszyli do ataku. W dobrej sytuacji fatalnie skiksował Alvarez. Piękną bramkę z dystansu zdobył Cybulski, ale był na pozycji spalonej i bramka słusznie nie została uznana. Motor szybko tracił piłkę, a gra toczyła się na jego połowie. Kiedy w końcu udało się oddalić grę od własnej bramki, to zrobiło się... 1:1. Sebastian Kerk pojawił się na boisku, a w 70 minucie od razu dostał szansę na wrzutkę z rzutu wolnego. Udowodnił nie pierwszy raz w tym sezonie, że to jego mocna strona. Dośrodkował pod bramkę, a pechowo „swojaka” zaliczył Arkadiusz Najemski.
Goście błyskawicznie jednak odpowiedzieli. Po akcji rezerwowych podawał Mathieu Scalet, a Piotr Ceglarz przełożył sobie piłkę z lewej nogi na prawą i sprytnym strzałem po długim rogu trafił na 1:2. Widzew starał się odpowiedzieć, miał przewagę, ale niewiele konkretnych sytuacji. Efekt? Piłkarze trenera Stolarskiego wywalczyli trzy punkty i awansowali na szóste miejsce w tabeli.
Widzew Łódź – Motor Lublin 1:2 (0:1)
Bramki: Najemski (70-samobójcza) – Wolski (43-z karnego), Ceglarz (72).
Widzew: Gikiewicz – Therkildsen, Żyro, Ibiza, Kozlovsky, Hanousek, Sypek (78 Nunes), Alvarez (70 Kerk), Czyż (78 Sobol), Cybulski (78 Krajewski), Tupta (87 Łukowski).
Motor: Tratnik – Wójcik (57 Stolarski), Najemski, Matthys, Luberecki (46 Palacz), Samper (76 Łabojko), Wolski, Caliskaner (57 Scalet), Ndiaye (57 Ceglarz), Mraz, Król.
Żółte kartki: Wolski, Luberecki, Najemski.
Sędziował: Jarosław Przybył (Kluczbork).
Widzów: 17246.
